Semax kupiony za 600 zł przez fundusz Sky Investment odarł ze złudzeń wszystkich przyglądających się sektorowi bankowemu w Polsce. Bankowcy z Raiffeisena zamieszani w spółkę Semax działali na niekorzyść klientów. Wprost - nawet nie w rękawiczkach.
Straty klientów austriackiego banku Raiffeisen, którzy posłuchali doradców bankowych i za ich namową kupili obligacje upadającej spółki (o czym wiedział bank) sfinansowali de facto zwrot kredytu, jakiego Raiffeisen kilka lat wcześniej spółce Semax udzielił, sięgają dziesiątek milionów złotych. A to żadni bogacze - chcieli zabezpieczyć swoją przyszłośc. Swoje pieniądze stracili – bank mówił im później wprost: „tak to bywa, jak się inwestuje w bankruta”.
Kiedy w lutym 2009 roku Raiffeisen wypuścił na rynek obligacje spółki Semax, inwestycja w nie wydawała się strzałem w przysłowiową dziesiątkę. Akcjom spółek notowanych na GPW daleko było do stabilności. Na inwestowanie w akcje, bądź w agresywne fundusze, które kusiły wysokimi stopami wzrostu (przy niewspółmiernie większym ryzyku) apetyt był raczej mały. Zupełnie inaczej wyglądała sprawa obligacji. Już sam emitent – jeden z większych banków działających nad Wisłą, stabilny, z kapitałem austriackim – był gwarantem, że spółka jest w wystarczająco dobrej kondycji. Poza tym obligacje były świetnie oprocentowane - niemal zawsze była to krotność lokaty bankowej, która w sercu kryzysu była jedynym w pełni gwarantowanym produktem finansowym. Podobnie postrzegano emisję obligacji Semaxu – wyemitowane przez Raiffeisen Bank były oprocentowane na 9 proc. z relatywnie bliskim terminem zapadalności. Po 10 tys złotych za sztukę - stanowiły doskonały produkt dla klientów z klasy średniej, bądź dla małych i średnich przedsiębiorców. Pod warunkiem, że byłyby obligacjami firmy mającej jakąkolwiek płynność finansową. A nie były.
@@
Semax zajmujący się produkcją i handlem detalicznym odzieżą od czerwca 2008 emitował obligacje w celu pozyskania środków na finansowanie bieżącej działalności. Raiffeisen Bank Polska był agentem emisji, dealerem, agentem płatniczym oraz depozytariuszem.
Z pisma skierowanego do prokuratora przez pełnomocnika grupy pokrzywdzonych wskutek transakcji: „Wszyscy pokrzywdzeni od dłuższego czasu są klientami Raiffeisen Bank Polska i korzystają z przygotowanych przez pracowników tego banku ofert inwestycyjnych zawierających propozycje nabycia różnych instrumentów finansowych. Wśród nich były obligacje Semax. Pracownicy Raiffeisen Bank Polska wielokrotnie rekomendowali pokrzywdzonym obligacje Semax jako bezpieczne i gwarantujące zysk, a także zachęcali pokrzywdzonych do nabywania obligacji kolejnych emisji. Decyzja o nabyciu obligacji została podjęta przez pokrzywdzonych na podstawie informacji zawartych w dokumentach Memorandum Informacyjne Semax z 2008 roku. Z przedmiotowych dokumentów wynikało, że spółka znajduje się w doskonałej sytuacji finansowej oraz posiada bardzo dobre perspektywy rozwoju. 6 marca zarząd Semax podpisał aneks do Memorandum Informacyjnego, w którym stwierdzono, że spółka posiada zaległości wobec budżetu państwa z tytułu VAT, a także zaległości w opłacie za czynsz za wynajem nieruchomości handlowych oraz będzie w stanie obsłużyć wszystkie płatności związane z wykupem wyemitowanych obligacji w dniach wykupu tychże obligacji, jeśli planowana transakcja sprzedaży sieci Vabbi dojdzie do skutku”.
Kiedy w marcu 2009 roku Semax złożył do sądu w Poznaniu wniosek o ogłoszenie upadłości układowej - w gronie drobnych przedsiębiorców (i osób prywatnych, zwykłych ciułaczy), którzy zainwestowali w feralne obligacje, zawrzało. Bo oznaczało to, że obligacje są funta kłaków warte. Nie tylko nie będzie można na nich zarobić, ale mocno wątpliwa jest choćby szansa na odzyskanie wpłaconych pieniędzy.
- W sprawie istnieje podejrzenie, że pieniądze uzyskane w wyniku emisji obligacji spółka Semax zamierzała przeznaczyć na spłatę zaległych należności wobec Raiffeisen Bank Polska – uważał wówczas prokurator Mikołaj Gajewicz, nadzorujący sprawę trefnych papierów wartościowych.
Z dokumentów bowiem wynika, że zarząd spółki wiedział już w połowie 2008 roku, że spółka utraciła płynność finansową. Siłą rzeczy niemożliwa była także realizacja zobowiązań związanych z wykupem obligacji. O kłopotach spółki wiedział również bank-emitent. W końcu regularnie trafiały do banku bilanse spółki, rachunki zysków i strat, sprawozdanie z przepływu środków pieniężnych oraz zaświadczenia o nie zaleganiu w płatnościach wobec ZUS i urzędów skarbowych. I w końcu ban przecież otrzymywał okresowe i roczne sprawozdania finansowe.
Informacje, które trafiały do banku nie wynikały wyłącznie z faktu istnienia umowy o emisję obligacji. To kwestia udzielonych przez Raiffeisen Bank kredytów – umowy o limit wierzytelności na 9 mln złotych oraz kredyt rewolwingowy o wartości 2 mln złotych. Suma tych kredytów nie przez przypadek pokrywa się z wartością wykupionych obligacji. Mówią oni wprost: obligacje były wyemitowane wyłącznie po to, żeby upadająca spółka mogła zaspokoić roszczenia banku.
Ale skoro tak fatalnie było ze spółką, to po co inwestowali w nią przedsiębiorcy? Przecież prowadząc biznes – większy, czy mniejszy – doskonale musieli zdawać sobie sprawę z zagrożeń rynkowych. Szczególnie w trudnych, kryzysowych latach.
Klucz do tej zagadki tkwi w rozmowach pracowników Raiffeisen Banku z klientami. W rozmowach, które w prosty sposób prowadziły klientów na manowce. A brali w nich udział specjaliści do spraw bankowości prywatnej, specjaliści do spraw instrumentów pochodnych, bankowy opiekun firmy Semax, wicedyrektor departamentu bankowości prywatnej, dyrektor departamentu bankowości inwestycyjnej, a na koniec - dyrektor regionu do spraw bankowości korporacyjnej Raiffeisena.
Wspomniane rozmowy to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic banku. W założeniach są one nagrywane zawsze po to, żeby wyjaśnić wątpliwości, które mogą mieć klienci. Ale tylko w założeniach. Dział prawny banku, poproszony przez nich o udostępnienie nagrań na potrzeby klientów odpowiada lakonicznie: „(...)po ponownej wewnętrznej analizie RBPL informuje, że nie będzie udostępniać nagrań treści rozmów telefonicznych posiadaczy obligacji z pracownikami banku, których przedmiotem było złożenie zlecenia zakupu obligacji”.
Stenogramy nagrań ujrzały światło dzienne dopiero w policyjnych gabinetach, gdzie zostały skrupulatnie spisane. Oto próbka…
„Dzień dobry, Maciej K. z tej strony. Raiffeisen: (…) czyli rozumiem, że co, że nie chce pan potwierdzać teraz jeszcze?
Klient: Nie, ja nie mówię wcale, że nie chcę. Ale do jutra można by powstrzymać wszystko, czy nie bardzo?
Raiffeisen: Aha, to kurcze niedobrze się stało w takim razie.
Klient: No to klepiemy i już (…) No to już. No to wie pan, to się umawiamy po męsku, że biorę to i koniec”.
I fragment drugiej rozmowy – z Aleksandrem Krawczykiem, właścicielem PHUP Alma z Sędziejowic.
Raiffeisen: Nominał jednej obligacji - dziesięć tysięcy. W związku z tym łącznie będzie pięćset dwadzieścia tysięcy. Natomiast ostatniego dnia otrzyma pan dużo więcej, tak, bo to jest, pobieramy teraz wszystko, natomiast ostatniego dnia zwracamy panu tam będzie pięćset czterdzieści, coś takiego. Data wykupu obligacji to 7.05.2009 dokładnie, czwartek. Rentowność obligacji na poziomie gdzieś 10 proc.”
Ze wszystkich pozostałych również wynika, że klienci byli namawiani przez grupę pracowników Raiffeisena. A skuszeni rekordowymi – jak na czasy kryzysu – zyskami, niemal od razu godzili się na zakup obligacji. Ci bardziej skrupulatni na pytania o kondycję finansową Semaxu w odpowiedzi otrzymywali Memorandum – to lepsze, z 2008 roku.
Na ile silna była potrzeba pracowników banku na upłynnienie papierów wartościowych? Bo sprzedawali je nawet jeśli nie powinni byli tego robić.
Ze skargi do Komisj Nadzoru Finansowego: „(...)mój mocodawca składając telefoniczną dyspozycję zakupu obligacji Semax 7 i 8 stycznia 2009 roku podał niewłaściwe hasło. Z tej przyczyny dyspozycja zakupu 52 sztuk obligacji jest nieważna i wymieniona kwota pobrana przez bank z rachunku bankowego klienta powinna zostać zwrócona, jako że obciążenie rachunku bankowego klienta nastąpiło bez podstawy prawnej. (…) ponadto działania banku polegające na oferowaniu do sprzedaży i nakłaniania do zakupu obligacji spółki Semax naruszają Zasady Dobrej Praktyki Bankowej (…). Działania banku polegające na nie przekazywaniu pełnych informacji o oferowanym produkcie, przekazanie nieaktualnego memorandum informacyjnego spółki, nachalne namawianie klienta na zakup obligacji i odwodzenie od woli założenia lokaty w innym banku stanowi naruszenie zasady bezstronności. Bank występując w roli agenta emisji, kredytodawcy emitenta oraz obsługując klienta naruszył zasady jakimi powinny kierować się instytucje zaufania publicznego”.
Komisja Nadzoru Finansowego zapewniła, że będzie patrzeć bankowcom na ręce. Ale sprawą Raiffeisena się nie zajmie, bo „jako organ administracji publicznej nie ma uprawnień do władczej ingerencji w przedmiot sporu pomiędzy podmiotem nadzorowanym, a jego klientami bądź osobami trzecimi reprezentującymi skarżących”.
Sekret sprzedaży obligacji upadającej spółki przez bank może tkwić w zupełnie innym miejscu. Zwrot kredytów jest oczywiście ważny, ale jeśli bank umiejętnie wyprowadzi pieniądze ze spółki, to osłabia ją na tyle, że jej właściciel zaczyna na gwałt szukać innego źródła finansowania. Spółka jest gotowa do przejęcia – jeżeli tylko znajdzie się jakikolwiek inwestor. A inwestorzy i owszem pytali. Zwykle były to fundusze private equity, które zazdrośnie strzegą tajemnicy, kto ulokował w nich swój kapitał. Na ile pracownicy banku mogli stanowić układ koleżeński zaangażowany kapitałowo w ewentualne przejmowanie spółek, o których tajemnicach finansowych wiedzieli wszystko? Raiffeisen Bank przyznaje, że pod tym kątem bank swoich pracowników nie sprawdzał. I dopytuje: - To kolejny wątek prokuratorskiego postępowania, czy pomysł tych ludzi?
Bank jest zainteresowany jak najszybszym i możliwie najcichszym zamknięciem sprawy. Pracowników nie ukarał – w końcu wszyscy „uprzedzeni o odpowiedzialności karnej za zeznanie nieprawdy, lub zatajenie prawdy” zeznali, że będąc na swoich stanowiskach i oferując klientom zakup obligacji Semaxu nie znali rzeczywistej kondycji finansowej spółki. Nie działali więc w złej wierze. Po prostu wykazali się głupotą. A takie niedopatrzenia bank jest skłonny wybaczyć – pod warunkiem, że cała sprawa skończy się dla banku dobrze. Czyli, że nie będzie musiał wypłacić z własnej kasy ściągniętych z Semaxu kredytów.
- To nie my jesteśmy tu winni, ale obligatariusze powinni iść do emitenta. Jest duża szansa, że spółka spłaci – ma nowego inwestora, więc ma zyski, generuje dochody. Nie chcemy przesądzać co do ugody – jesteśmy otwarci, ale czekamy jak się sprawa rozstrzygnie – wyjaśniał jeszcze niedawno Marcin Jedliński, rzecznik RBPL. - Według nas nie popełniono nieprawidłowości przy sprzedaży – mówią, że wciskano im, że są lepsze niż obligacje. Ale nawet obligacja niesie w sobie ryzyko, nawet lokata bankowa jest gwarantowana przez BFG do pewnej wysokości. To ich mocno trafiło – oni nie znali tego ryzyka. A przecież niezwłocznie po uzyskaniu informacji od emitenta o pogorszeniu się jego sytuacji finansowej, bank skłonił spółkę do poinformowania o tym posiadaczy obligacji oraz zaprzestał wykonywania czynności związanych ze sprzedażą obligacji
W oficjalnym piśmie bank zapewnia: „W żadnym przypadku nie miało miejsce spłacanie wierzytelności Banku kosztem obligatariuszy, ze środków pochodzących z nowych emisji lub rolowania obligacji”, dalej: „Bank nie wystawiał rekomendacji inwestycyjnych, ani w żaden inny sposób nie świadczył usług o charakterze doradczym na rzecz inwestorów. Zgodnie z umowami zawartymi z Semax S.A., Raiffeisen Bank Polska S.A. mógł przekazywać obligatariuszom jedynie te informacje, na których udostępnienie uprzednio zgodę wyraził Semax S.A. Inwestorzy akceptując postanowienia „Regulaminu emisji i obrotu obligacjami za pośrednictwem Raiffeisen Bank Polska S.A.” potwierdzili, iż "Bank nie ponosi odpowiedzialności za prawdziwość lub rzetelność informacji dostarczonych przez Semax zamieszczonych w dokumentach informacyjnych, ryzyko finansowe rozumiane jako możliwość wystąpienia uszczerbku w majątku obligatariuszy, powstałego na skutek błędnej oceny przez obligatariuszy efektywności inwestycji w obligacje emitowane przez Semax Obligatariusze oświadczyli również, iż są świadomi ryzyka związanego z inwestycjami w obligacje, działają na własny rachunek i podejmują własne niezależne decyzje inwestycyjne. Inwestorzy nabywali obligacje Semax w oparciu o Memorandum Informacyjne przygotowywane przez bank, wyłącznie na podstawie informacji otrzymanych od Semax Zgodnie z oświadczeniami zawartymi w Memorandum Informacyjnym, bank nie przeprowadza weryfikacji prawdziwości zawartych w nim danych ani nie odpowiada za jego aktualizację. Odpowiedzialność za treść Memorandum Informacyjnego ponosi emitent – Semax. (...) Ostatnie z nich zawierało ważną informację o możliwych problemach z płynnością Semax w przypadku nierolowania obligacji”. Całość oficjalnego stanowiska bank kończy konkluzja: „Dywagacje toczone za pośrednictwem mediów nie zmierzają do wyjaśnienia przez obligatariuszy istniejących wątpliwości, lecz wyłącznie do zmuszenia Raiffeisen Bank Polska S.A. do niczym nie uzasadnionego udziału w spłacie powstałych wierzytelności, których dłużnikiem z tytułu wyemitowanych obligacji jest Semex”
Jaki z tego morał? Słuchaj doradcy bankowego, a będziesz zimą w sandałach chodził.
Bez radykalnej reformy systemu bankowego Polska gospodarka przestanie istnieć. Banki - z definicji instytucje zaufania publicznego - już dawno przestały pełnić taką funkcję. Coraz częściej są odbierane podejrzliwie. I z wrogością.
Autor: Paweł Pietkun
www.nowyekran.pl
Tu jesteś:
- Wiadomości
- Nowości
- Wykiwani przez bankierów