W komentarzu sprzed miesiąca zwracałem uwagę, iż dobra passa widoczna we wrześniu może utrzymać się jeszcze w październiku, a słaby będzie dopiero listopad. Inwestorzy byli sprytniejsi – złoty był najmocniejszy w pierwszej dekadzie miesiąca, a potem rozpoczął się marsz w dół.
Powód? Znacznie gorszy, niż sądzono wcześniej, stan polskiej gospodarki, co może wymusić na Radzie Polityki Pieniężnej bardziej gwałtowne cięcia stóp procentowych w krótkim czasie. Perspektywa cięć o 100 p.b. do końca I kwartału 2013 r. nie jest już tezą lansowaną przez skrajnie „gołębich” członków RPP, a zyskuje coraz większe poparcie wśród rynkowych ekonomistów. Dla rynku może to być jednak wciąż pewnym zaskoczeniem, zwłaszcza że na początku października Rada mocno zaskoczyła rezygnując z cięcia stóp, a zapiski jakie opublikowano później wskazały, iż za poluzowaniem polityki opowiadały się tylko dwie osoby – Andrzej Bratkowski i Elżbieta Chojna-Duch. To sprawia, że inwestorzy do końca nie będą pewni, jaką postawę przyjmie RPP w najbliższych miesiącach – w efekcie wiele będzie zależeć od komunikatu po najbliższym posiedzeniu, jakie będzie mieć miejsce 7 listopada. Będzie on o tyle istotny, gdyż Rada będzie jednocześnie znała najnowszą projekcję inflacyjną NBP, co pozwoli jej na nieco dłuższe rozplanowanie potencjalnych ruchów.
Biorąc pod uwagę ostatnie dość słabe dane makroekonomiczne z kraju widać, że co nie zrobiłaby RPP w listopadzie, będzie to decyzja spóźniona (gdyż obniżki mają swoje przełożenie dopiero po sześciu miesiącach). Tymczasem gospodarka mocno spowalnia – produkcja przemysłowa spadła we wrześniu o 5,2 proc. r/r (chociaż był to w dużej mierze efekt statystyczny), wzrost sprzedaży detalicznej wyhamował do 3,1 proc. r/r, a inflacji bazowej do 1,9 proc. r/r. Jednocześnie pogarsza się sytuacja na rynku pracy – zatrudnienie we wrześniu spadło o 0,1 proc. m/m, a dynamika płac o 1,2 proc. m/m. W ujęciu rocznym wzrost wynagrodzeń wyniósł tylko 1,6 proc. r/r, co pokazuje, iż w realnym ujęciu (po odliczeniu inflacji) społeczeństwo biednieje. Tym samym trudno obawiać się nasilenia jakiejkolwiek presji inflacyjnej.
Złotemu znów zaczynają szkodzić czynniki międzynarodowe. Jak przysłowiowy bumerang wraca kwestia Hiszpanii – mimo iż narzędzia mogące poprawić sytuację są gotowe (Europejski Bank Centralny już na początku września przedstawił zasady programu OMT), to nie ma technicznych możliwości, by je uruchomić. Rząd premiera Mariano Rajoya cały czas próbuje oddalać w czasie termin złożenia oficjalnego wniosku o zagraniczną pomoc, który pozwoliłby uruchomić wspomniane procedury. Można odnieść wrażenie, iż naiwnie liczy na to, iż nie będą nigdy potrzebne. Można to w pewnym sensie zrozumieć – międzynarodowej kurateli ekspertów, którzy mówią co trzeba robić nie lubi każda lokalna władza. Tyle że sytuacja Madrytu jest poważna i wymaga szeregu istotnych działań. Wspomniany program stabilizujący rynek długu jest tylko jednym z nich. Hiszpanie muszą naprawić sektor bankowy, który boryka się z coraz większym ciężarem złych długów, a także przeorganizować gospodarkę, która przez ostatnie lata była nastawiona głównie na boom w sektorze nieruchomości. To może trwać latami, ale pewne decyzje należy podjąć już teraz – inwestorzy chcą mieć poczucie, iż dramatu nie będzie.
Trudne scenariusze rysują się też dla Grecji. Wprawdzie Ateny najpewniej otrzymają w listopadzie kolejną transzę przyznanej zimą 2012 r. pomocy finansowej, to coraz większym problemem staje się kwestia sfinansowania tzw. trzeciego bailoutu. Niedobór rzędu 20-30 mld EUR (szacunki zależą od źródła) będzie wynikiem głębszej niż zakładano recesji, a także opóźnień w prywatyzacji. Stanie się też tak, jeśli Grecy otrzymają dodatkowe dwa lata na wdrożenie trudnych reform mających na celu poprawić wskaźniki fiskalne (choć, czy ktokolwiek jeszcze wierzy w taką możliwość?). Na głośne wezwania ze strony Międzynarodowego Funduszu Walutowego, aby Grekom ponownie umorzyć długi, kategorycznie nie zgadzają się Niemcy. Nie wiadomo też, czy Bundestag zgodzi się udzielić Atenom kolejnej pożyczki – chociaż Berlin nie wyklucza, iż mogłaby ona zostać wykorzystana na tzw. buy-back, czyli wykup części długów, które są teraz notowane znacznie poniżej wartości nominalnej.
Listopad przyniesie nie tylko niepewność związaną z sytuacją w USA. Na początku listopada inwestorzy będą szacować straty wywołane huraganem Sandy, ale też próbować wycenić, na ile ewentualna zmiana przywódcy Białego Domu może zmienić przyszły bieg notowań. Opinie co do osoby Mitta Romney’a są podzielone – wskazuje się, że jako Republikanin może być bardziej przychylny dla biznesu, ale też będzie dość krytycznie nastawiony względem dotychczasowej polityki „drukowania pieniądza”, lansowanej przez obecnego szefa FED. Romney wielokrotnie zapowiadał, iż nie mianuje Bena Bernanke na kolejną kadencję, która rozpocznie się zimą 2014 r. W połączeniu z ryzykiem tzw. klifu fiskalnego od początku 2013 r. może to popsuć nastroje w najbliższych tygodniach.
Marek Rogalski
Autor jest głównym analitykiem walutowym Domu Maklerskiego BO¦
Powód? Znacznie gorszy, niż sądzono wcześniej, stan polskiej gospodarki, co może wymusić na Radzie Polityki Pieniężnej bardziej gwałtowne cięcia stóp procentowych w krótkim czasie. Perspektywa cięć o 100 p.b. do końca I kwartału 2013 r. nie jest już tezą lansowaną przez skrajnie „gołębich” członków RPP, a zyskuje coraz większe poparcie wśród rynkowych ekonomistów. Dla rynku może to być jednak wciąż pewnym zaskoczeniem, zwłaszcza że na początku października Rada mocno zaskoczyła rezygnując z cięcia stóp, a zapiski jakie opublikowano później wskazały, iż za poluzowaniem polityki opowiadały się tylko dwie osoby – Andrzej Bratkowski i Elżbieta Chojna-Duch. To sprawia, że inwestorzy do końca nie będą pewni, jaką postawę przyjmie RPP w najbliższych miesiącach – w efekcie wiele będzie zależeć od komunikatu po najbliższym posiedzeniu, jakie będzie mieć miejsce 7 listopada. Będzie on o tyle istotny, gdyż Rada będzie jednocześnie znała najnowszą projekcję inflacyjną NBP, co pozwoli jej na nieco dłuższe rozplanowanie potencjalnych ruchów.
Biorąc pod uwagę ostatnie dość słabe dane makroekonomiczne z kraju widać, że co nie zrobiłaby RPP w listopadzie, będzie to decyzja spóźniona (gdyż obniżki mają swoje przełożenie dopiero po sześciu miesiącach). Tymczasem gospodarka mocno spowalnia – produkcja przemysłowa spadła we wrześniu o 5,2 proc. r/r (chociaż był to w dużej mierze efekt statystyczny), wzrost sprzedaży detalicznej wyhamował do 3,1 proc. r/r, a inflacji bazowej do 1,9 proc. r/r. Jednocześnie pogarsza się sytuacja na rynku pracy – zatrudnienie we wrześniu spadło o 0,1 proc. m/m, a dynamika płac o 1,2 proc. m/m. W ujęciu rocznym wzrost wynagrodzeń wyniósł tylko 1,6 proc. r/r, co pokazuje, iż w realnym ujęciu (po odliczeniu inflacji) społeczeństwo biednieje. Tym samym trudno obawiać się nasilenia jakiejkolwiek presji inflacyjnej.
Złotemu znów zaczynają szkodzić czynniki międzynarodowe. Jak przysłowiowy bumerang wraca kwestia Hiszpanii – mimo iż narzędzia mogące poprawić sytuację są gotowe (Europejski Bank Centralny już na początku września przedstawił zasady programu OMT), to nie ma technicznych możliwości, by je uruchomić. Rząd premiera Mariano Rajoya cały czas próbuje oddalać w czasie termin złożenia oficjalnego wniosku o zagraniczną pomoc, który pozwoliłby uruchomić wspomniane procedury. Można odnieść wrażenie, iż naiwnie liczy na to, iż nie będą nigdy potrzebne. Można to w pewnym sensie zrozumieć – międzynarodowej kurateli ekspertów, którzy mówią co trzeba robić nie lubi każda lokalna władza. Tyle że sytuacja Madrytu jest poważna i wymaga szeregu istotnych działań. Wspomniany program stabilizujący rynek długu jest tylko jednym z nich. Hiszpanie muszą naprawić sektor bankowy, który boryka się z coraz większym ciężarem złych długów, a także przeorganizować gospodarkę, która przez ostatnie lata była nastawiona głównie na boom w sektorze nieruchomości. To może trwać latami, ale pewne decyzje należy podjąć już teraz – inwestorzy chcą mieć poczucie, iż dramatu nie będzie.
Trudne scenariusze rysują się też dla Grecji. Wprawdzie Ateny najpewniej otrzymają w listopadzie kolejną transzę przyznanej zimą 2012 r. pomocy finansowej, to coraz większym problemem staje się kwestia sfinansowania tzw. trzeciego bailoutu. Niedobór rzędu 20-30 mld EUR (szacunki zależą od źródła) będzie wynikiem głębszej niż zakładano recesji, a także opóźnień w prywatyzacji. Stanie się też tak, jeśli Grecy otrzymają dodatkowe dwa lata na wdrożenie trudnych reform mających na celu poprawić wskaźniki fiskalne (choć, czy ktokolwiek jeszcze wierzy w taką możliwość?). Na głośne wezwania ze strony Międzynarodowego Funduszu Walutowego, aby Grekom ponownie umorzyć długi, kategorycznie nie zgadzają się Niemcy. Nie wiadomo też, czy Bundestag zgodzi się udzielić Atenom kolejnej pożyczki – chociaż Berlin nie wyklucza, iż mogłaby ona zostać wykorzystana na tzw. buy-back, czyli wykup części długów, które są teraz notowane znacznie poniżej wartości nominalnej.
Listopad przyniesie nie tylko niepewność związaną z sytuacją w USA. Na początku listopada inwestorzy będą szacować straty wywołane huraganem Sandy, ale też próbować wycenić, na ile ewentualna zmiana przywódcy Białego Domu może zmienić przyszły bieg notowań. Opinie co do osoby Mitta Romney’a są podzielone – wskazuje się, że jako Republikanin może być bardziej przychylny dla biznesu, ale też będzie dość krytycznie nastawiony względem dotychczasowej polityki „drukowania pieniądza”, lansowanej przez obecnego szefa FED. Romney wielokrotnie zapowiadał, iż nie mianuje Bena Bernanke na kolejną kadencję, która rozpocznie się zimą 2014 r. W połączeniu z ryzykiem tzw. klifu fiskalnego od początku 2013 r. może to popsuć nastroje w najbliższych tygodniach.
Marek Rogalski
Autor jest głównym analitykiem walutowym Domu Maklerskiego BO¦