Parafrazując słowa Marka Twaina, można by zatem powiedzieć, że w świetle tego co widziałem przed galeriami handlowymi, pogłoski o kryzysie są mocno przesadzone. Wydaje się, że Polacy kupowali i wciąż na święta kupują na potęgę, chcąc choć w tym okresie uszczęśliwić swoich bliskich wymyślnymi prezentami. Dlatego dla przedsiębiorców z wielu branż – począwszy od hodowców karpia, aż po firmy jubilerskie, grudzień to czas żniw, od których zależy, czy rok będzie można zaliczyć do udanych, czy nie. Na szczęście szałowi zakupów towarzyszy zwykle wzmożony optymizm na giełdach, zwany w żargonie inwestorów „Rajdem ¦w. Mikołaja”. I trzeba przyznać, iż sygnały jakie płyną z rynków finansowych pokazują, że nie jest źle, choć oczywiście z jakimikolwiek podsumowaniami musimy się jeszcze wstrzymać.
Jest zatem kryzys czy go nie ma? Niestety, przestrzegałbym przed pochopnymi wnioskami z parkingów, które odwiedziłem. Oczywiście, nie ma w Polsce kryzysu, ale spowolnienie doskwiera gospodarce coraz bardziej, np. branży przemysłu motoryzacyjnego. Spadek popytu za granicą przekłada się bowiem na wysokość produkcji u nas. Od tego natomiast uzależniony jest poziom zatrudnienia. Dochodzimy zatem do sedna problemów, jakie trapią dzisiaj nasz kraj. Są to kłopoty rynku pracy. W Polsce sztywny czas pracy, generujący duże koszty organizacyjne, ale i finansowe, jest śmiertelnym zagrożeniem zawsze, ale szczególnie w czasach, w jakich żyjemy. „Pierwszą deską ratunku” dla przedsiębiorcy w trudnej sytuacji jest bowiem korekta zatrudnienia. Innym skutkiem braku elastyczności w stosunku pracy jest niechęć do zatrudniania nowych pracowników. Efektem ubocznym natomiast choroby jest rozrost szarej strefy.
Wydaje się, że doszliśmy w Polsce do momentu, w którym anachroniczny, pochodzący z czasów PRL Kodeks pracy już nie pomaga obecnie zatrudnionym i stoi jednocześnie na drodze tych, którzy pracy nie mają. Paradoks, którego „świat nie widział”. A trzeba pamiętać, że Polska jest obecnie w bardzo ważnym momencie swojego rozwoju, w którym albo uzyskamy zasadniczą przewagę konkurencyjną na rynku globalnym, albo staniemy się owszem rozwijającym się, lecz niebędącym w awangardzie i niemającym szans na skokowe odbicie od peletonu, tylko jednym z wielu krajów Europy. Wszystko o czym wspomniałem powoduje zatem, że powinniśmy podjąć pilne inicjatywy prawne i faktyczne, aby pomóc polskim firmom, ich pracownikom i osobom bezrobotnym. Można tego dokonać przede wszystkim poprzez wyraźne przesunięcie punktu ciężkości w polityce rynku pracy i zatrudnienia. Doświadczenia większości krajów podejmujących reformy prawa pracy, ale także polskie z okresu lat 2008-2010 pokazują, iż głównym instrumentem ochrony miejsc pracy i impulsem do tworzenia nowych miejsc pracy jest zwiększanie elastyczności stosunku pracy. Bez tego rodzaju rozwiązań wydaje się, iż w ogóle nie będzie możliwe podjęcie efektywnej walki ze skutkami kryzysu w tej sferze. Pożądaną elastyczność można natomiast z łatwością uzyskać na przykład poprzez zmianę definicji doby pracowniczej, wydłużenie okresu rozliczeniowego czasu pracy, modyfikację trybu wprowadzania przerywanego czasu pracy, wydłużenie niepłatnej przerwy w pracy, obniżenie stawek za pracę w godzinach nadliczbowych, czy inne rekompensowanie czasu za pracę w dni wole.
Jak mówi stare porzekadło, kto stoi w miejscu ten się cofa. Musimy zatem dynamicznie kroczyć do przodu. Na trudny, przyszły rok przygotowujemy w takim razie – rząd i Platforma – szereg recept, które mają zapewnić dalszy wzrost gospodarczy w Polsce. Między innymi dlatego złożyłem w Sejmie projekt ustawy nowelizującej Kodeks pracy mający zwiększyć elastyczność na rynku pracy, tak by pracodawca i pracownik bardziej działali w ramach obustronnego porozumienia, a mniej w sztywnym gorsecie przepisów. Do poparcia tych zmian zaprosiłem opozycję, zwłaszcza PiS – wielokrotnie politycy tej partii deklarowali bowiem potrzebę dokonania korzystnych zmian na rzecz rynku pracy. Teraz zatem przyszedł czas, aby powiedzieć „sprawdzam” i przekonać się, czy są gotowi swoje deklaracje przekuć w czyn. Niebawem zobaczymy, czy od roboty to jesteśmy tylko my, a oni są jedynie od maszerowania i negowania całego świata, nad którym nie mają kontroli.
Religijne znaczenie ¦wiąt jest znane i nie potrzebuje komentarza. Ekonomiczny i społeczny natomiast sens ¦wiąt Bożego Narodzenia jest równie ciekawy. To czas zasypywania bliskich prezentami, ale także okres, w którym zapominamy o urazach i snujemy wspólne plany na przyszłość. ¯yczę wszystkim, aby tych planów było jak najwięcej i żeby je wszystkie udało się nam zrealizować. Nasza siła zawsze brała się z jedności, a niepowodzenia z podziałów. Czerpmy zatem z tych doświadczeń siłę i wiedzę. Dla siebie, dla najbliższych, dla Polski.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP
www.szejnfeld.pl
www.kobiecastronazycia.pl
Jest zatem kryzys czy go nie ma? Niestety, przestrzegałbym przed pochopnymi wnioskami z parkingów, które odwiedziłem. Oczywiście, nie ma w Polsce kryzysu, ale spowolnienie doskwiera gospodarce coraz bardziej, np. branży przemysłu motoryzacyjnego. Spadek popytu za granicą przekłada się bowiem na wysokość produkcji u nas. Od tego natomiast uzależniony jest poziom zatrudnienia. Dochodzimy zatem do sedna problemów, jakie trapią dzisiaj nasz kraj. Są to kłopoty rynku pracy. W Polsce sztywny czas pracy, generujący duże koszty organizacyjne, ale i finansowe, jest śmiertelnym zagrożeniem zawsze, ale szczególnie w czasach, w jakich żyjemy. „Pierwszą deską ratunku” dla przedsiębiorcy w trudnej sytuacji jest bowiem korekta zatrudnienia. Innym skutkiem braku elastyczności w stosunku pracy jest niechęć do zatrudniania nowych pracowników. Efektem ubocznym natomiast choroby jest rozrost szarej strefy.
Wydaje się, że doszliśmy w Polsce do momentu, w którym anachroniczny, pochodzący z czasów PRL Kodeks pracy już nie pomaga obecnie zatrudnionym i stoi jednocześnie na drodze tych, którzy pracy nie mają. Paradoks, którego „świat nie widział”. A trzeba pamiętać, że Polska jest obecnie w bardzo ważnym momencie swojego rozwoju, w którym albo uzyskamy zasadniczą przewagę konkurencyjną na rynku globalnym, albo staniemy się owszem rozwijającym się, lecz niebędącym w awangardzie i niemającym szans na skokowe odbicie od peletonu, tylko jednym z wielu krajów Europy. Wszystko o czym wspomniałem powoduje zatem, że powinniśmy podjąć pilne inicjatywy prawne i faktyczne, aby pomóc polskim firmom, ich pracownikom i osobom bezrobotnym. Można tego dokonać przede wszystkim poprzez wyraźne przesunięcie punktu ciężkości w polityce rynku pracy i zatrudnienia. Doświadczenia większości krajów podejmujących reformy prawa pracy, ale także polskie z okresu lat 2008-2010 pokazują, iż głównym instrumentem ochrony miejsc pracy i impulsem do tworzenia nowych miejsc pracy jest zwiększanie elastyczności stosunku pracy. Bez tego rodzaju rozwiązań wydaje się, iż w ogóle nie będzie możliwe podjęcie efektywnej walki ze skutkami kryzysu w tej sferze. Pożądaną elastyczność można natomiast z łatwością uzyskać na przykład poprzez zmianę definicji doby pracowniczej, wydłużenie okresu rozliczeniowego czasu pracy, modyfikację trybu wprowadzania przerywanego czasu pracy, wydłużenie niepłatnej przerwy w pracy, obniżenie stawek za pracę w godzinach nadliczbowych, czy inne rekompensowanie czasu za pracę w dni wole.
Jak mówi stare porzekadło, kto stoi w miejscu ten się cofa. Musimy zatem dynamicznie kroczyć do przodu. Na trudny, przyszły rok przygotowujemy w takim razie – rząd i Platforma – szereg recept, które mają zapewnić dalszy wzrost gospodarczy w Polsce. Między innymi dlatego złożyłem w Sejmie projekt ustawy nowelizującej Kodeks pracy mający zwiększyć elastyczność na rynku pracy, tak by pracodawca i pracownik bardziej działali w ramach obustronnego porozumienia, a mniej w sztywnym gorsecie przepisów. Do poparcia tych zmian zaprosiłem opozycję, zwłaszcza PiS – wielokrotnie politycy tej partii deklarowali bowiem potrzebę dokonania korzystnych zmian na rzecz rynku pracy. Teraz zatem przyszedł czas, aby powiedzieć „sprawdzam” i przekonać się, czy są gotowi swoje deklaracje przekuć w czyn. Niebawem zobaczymy, czy od roboty to jesteśmy tylko my, a oni są jedynie od maszerowania i negowania całego świata, nad którym nie mają kontroli.
Religijne znaczenie ¦wiąt jest znane i nie potrzebuje komentarza. Ekonomiczny i społeczny natomiast sens ¦wiąt Bożego Narodzenia jest równie ciekawy. To czas zasypywania bliskich prezentami, ale także okres, w którym zapominamy o urazach i snujemy wspólne plany na przyszłość. ¯yczę wszystkim, aby tych planów było jak najwięcej i żeby je wszystkie udało się nam zrealizować. Nasza siła zawsze brała się z jedności, a niepowodzenia z podziałów. Czerpmy zatem z tych doświadczeń siłę i wiedzę. Dla siebie, dla najbliższych, dla Polski.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP
www.szejnfeld.pl
www.kobiecastronazycia.pl