Dzisiaj jest: 22.11.2024, imieniny: Cecylii, Jonatana, Marka

Układ bezprawia

Dodano: 07.05.2013 Czytane: 18

Film „Układ zamknięty”, bo o nim mowa, to historia sprzed około dziesięciu lat krakowskich biznesmenów – Pawła Reya i Lecha Jeziornego, którzy za swój gospodarczy sukces ponieśli srogą karę. Zostali oskarżeni, trafili do więzienia, a ich rodziny musiały przejść przez piekło. Ta produkcja pokazuje mechanizm łamania przedsiębiorców przez hermetyczny krąg zepsutych urzędników, w tym tych, którzy powinni stać na straży prawa.

Film obejrzałem z zapartym tchem, choć historię znałem dobrze. Podobnie jak dziesiątki innych, z którymi zetknąłem się w swojej politycznej karierze. Dramat filmowych przedsiębiorców zaczyna się, kiedy do ich domów wpada brygada antyterrorystyczna i na oczach małych dzieci wywleka ich do policyjnych furgonetek. To jednak dopiero początek tragedii, bo przedsiębiorcy szybko przekonują się, że to nie pomyłka, a zorganizowane działanie kilku skorumpowanych urzędników, w tym przede wszystkim do gruntu zepsutego prokuratora i chciwego naczelnika izby skarbowej, chcących na dramacie biznesmenów zbić własny interes.

Czy ta historia mogła wydarzyć się w Polsce naprawdę? Czy to możliwe, aby klika prokuratorsko-urzędnicza odważyła się na tak bezwzględne działania wobec uczciwych ludzi? Niestety tak. Historia tych biznesmenów pokazuje, że nie ma granic, za które nie posuną się źli ludzie mający władzę i poczucie bezkarności. Co gorsze, w latach dziewięćdziesiątych i do ponad połowy dwutysięcznych takich spraw było mnóstwo. Każda spośród tych, które znam, mogłaby posłużyć za scenariusz dla kolejnego, podobnego filmu.

Państwo nagradzało urzędników działających bezwzględnie wobec ludzi sukcesu

W tamtych czasach klimat wokół biznesu był zupełnie inny niż dzisiaj. Państwo wręcz nagradzało i promowało urzędników potrafiących działać bezwzględnie wobec osób odnoszących sukcesy. Pomimo że oskarżenia okazywały się – tak jak w przypadku bohaterów filmowych – często nie warte funta kłaków, to ludzie którzy je formułowali szybko zyskiwali opinię specjalistów, nie bojących się działać zdecydowanie, co oznaczało istotne przyspieszenie kariery. Tak było chociażby w przypadku prokuratora zamieszanego w sprawę Reya i Jeziornego. Kto zresztą z tamtych czasów nie pamięta upadłości komputerowego giganta JTT, czy losów Romana Kluski, prezesa Optimusa? Prawda jest taka, że wtedy biurokracja niszczyła tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi prowadzących mniejsze i większe firmy. Tyle tylko, że większość z nich nigdy nie stała się zna szerszej rzeszy ludzi.


To właśnie w tamtym czasie, na podstawie takich spraw jak Optimus, czy JTT, doprowadziłem w Sejmie do powołania speckomisji ds. zbadania kontrowersyjnych działań administracji wobec przedsiębiorców. Zostałem jej przewodniczącym. Po zapoznaniu się z setkami przypadków łamania prawa przez prokuratorów i urzędników wystąpiłem, jako pierwszy oficjalnie w imieniu Sejmu, do rządu o rozdzielenie funkcji Prokuratora i Ministra Sprawiedliwości. Chciałem doprowadzić do likwidacji politycznych, wręcz niekiedy partyjnych metod wpływania na losy śledztw i przebieg procesów. Wtedy też przygotowałem projekt ustawy o osobistej odpowiedzialności majątkowej urzędników. Niestety byłem w opozycji, zatem wówczas rządzący skutecznie zablokowali te zmiany. Zablokowali na wiele, wiele lat, ja jednak nie odpuszczałem.

Daj człowieka, a paragraf się znajdzie

Kolejne lata nie tylko nie przyniosły poprawy, ale też jeszcze bardziej podgrzały atmosferę nieufności już nie tylko wobec przedsiębiorców, lecz właściwie w stosunku do wszystkich, którzy odnieśli jakikolwiek sukces. Dość wspomnieć słynne i znaczące słowa ówczesnego prezydenta, „Jeśli ktoś posiada pieniądze, to skądś je ma”, po których rozpętano „walkę z Rzeczpospolitą dla bogatych”. Pamiętamy też bolszewicko brzmiące hasło „niewinni nie muszą się bać”, które podnoszono za każdym razem, kiedy krytykowano uprawianie polityki strachu. A dlaczego polityka strachu była skuteczna? Bo zbyt wielu jeszcze ludzi w Polsce pamiętało inny slogan: „daj człowieka, a paragraf się znajdzie”.


Niestety, wiele lat musiało minąć, trzy kadencje Sejmu i kilka rządów, aby moje propozycje mogły zostać wprowadzone w życie. Dopiero objęcie władzy w końcu 2007 roku przez Platformę Obywatelską otworzyło szansę na radykalną zmianę prawa oraz likwidację karygodnych praktyk organów kontroli i ścigania. Przełomowy był rok 2008. To początek prawdziwych zmian w podejściu do kwestii odpowiedzialności urzędniczej za błędne, krzywdzące decyzje. Rozpoczęte prace nad pakietem ustaw deregulacyjnych zaczęły dawać swoje owoce. Co kilka miesięcy uchwalano kolejną ustawę i zmieniano kolejne prawo gospodarcze, czy podatkowe. Do znaczących kroków należy zaliczyć zestaw ustaw, które media ochrzciły mianem „Pakietu Szejnfelda”, a które wprowadzały chociażby takie rewolucyjne zmiany, jak: zasadę domniemania uczciwości podatników, ustanowienie transparentności działania administracji publicznej, likwidację „aresztów wydobywczych”, zamianę kultury zaświadczeń na kulturę oświadczeń, czy wreszcie uchwalenie specustawy o majątkowej odpowiedzialności urzędników. Nie można nie wspomnieć oczywiście także o radykalnym ograniczeniu zakresu kontroli. Wprowadziliśmy bowiem m.in. obowiązek zawiadomienia o kontroli, prawo zgłoszenia sprzeciwu wstrzymujące kontrolę, zakaz wykorzystywania dowodów z kontroli pozyskanych niezgodnie z prawem, czy też skrócenie rocznego limitu kontroli w zależności od wielkości firm.

Z nieuczciwymi urzędnikami należy walczyć jak z mafią

Droga do sukcesu, jakim będzie uczynienie z Polski państwa przyjaznego przedsiębiorcy, czy szerzej obywatelowi, jest jeszcze daleka. Obecne państwo zerwało jednak z nieprzyjazną obywatelowi retoryką. Dziś najważniejszym wyzwaniem jest zmiana mentalności urzędników niższego szczebla i uświadomienie każdemu, kto działa wbrew przepisom, że może w przyszłości ponieść za to karę. Przyjrzeć się należy także istnieniu resztek lokalnych, nieformalnych klik gotowych wspierać się wzajemnie w dążeniu do osiągnięcia swoich celów, sprzecznych z prawem i zasadami współżycia społecznego. Podobnych do takich, jak ta z „Układu zamkniętego”. Ich działania wyczerpują bowiem znamiona przestępczości zorganizowanej, należałoby zatem z nimi walczyć, tak jak państwo walczy z mafią.


Winni nadużyć i łamania prawa ze sprawy Reya i Jeziornego nie tylko nie ponieśli kary, ale nawet awansowali i dzisiaj mają się dobrze. Prokurator, który był spiritus movens całej intrygi, trafił później do prokuratury apelacyjnej. Obecnie jest bezkarny, gdyż chronią go przepisy o przedawnieniu, a jego kolega z izby skarbowej wypoczywa na emeryturze. Jeśli chcemy budować państwo prawa, musimy nie tylko upraszczać wszelkie przepisy i procedury, ale także skuteczniej karać tych, którzy swojej pozycji nadużywają. Teraz i w przyszłości – wierzę w to – tak karygodne sytuacje nie powinny mieć już miejsca. Bardzo się cieszę, że mogłem do się tego przyczynić chociażby za pomocą ustaw z „Pakietu na rzecz przedsiębiorczości”. Szkoda tylko, że musiało minąć tyle lat i tak wielu niewinnych ludzi straciło swoją szansę na dobry biznes i normalne życie.


Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP
www.szejnfeld.pl
www.kobiecastronazycia.pl

Polecane
Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.