Kilka lat temu na naszej stronie internetowej mieliśmy umieszczone słowa Mikołaja Gogola – Nigdy nie jesteśmy tak biedni, aby nie stać nas było na udzielenie pomocy bliźniemu. Czasami nie potrzeba wiele – wystarczy uśmiech, dobre słowo, okazanie ciepła. To może dać każdy. Tak, wystarczy chcieć.
Nie ma Pani wrażenia, że największe sukcesy w niesieniu pomocy osobom potrzebującym są na koncie ludzi, którzy anonimowo wspierają akcje charytatywne, wysyłając SMS-y, wrzucając złotówki do puszek czy oddając swój jeden procent? Mogłoby się wydawać, że społeczeństwo wyręcza instytucje państwowe w obowiązku opieki nad potrzebującymi.
Bardzo często osoby, które same przeżyły jakieś trudności są skłonne pomagać. Syty nie zrozumie głodnego. Ale na szczęście poza ludźmi, którzy czynią zło, są ludzie o dobrym sercu. KA¯DA pomoc jest dla nas bezcenna. To właśnie dzięki dobrym ludziom nasza fundacja może działać. Pomoc państwowa także jest ważna, ale powiedzmy sobie szczerze, bez pomocy społeczeństwa klinika „Budzik” nigdy by nie powstała.
Są jednak i tacy, którzy w prowadzeniu działalności charytatywnej doszukują się drugiego dna? Czy kiedykolwiek zarzucano Pani malwersacje czy działanie na własną korzyść?
Osądy ludzkie mają to do siebie, że często są mylne. Spotkałam się z przejawami niechęci i wrogości. Pojawiła się kiedyś przykładowo informacja, że popieramy eutanazję. To było ewidentnym kłamstwem. Ukazał się artykuł w prasie i musieliśmy wszystko wyjaśniać. Nasza fundacja broni życia i opowiada się za cywilizacją życia.
Zarzucano mi również, że fundacja jest tylko dla mojej córki w śpiączce Oli, że wykorzystuję dobroć ludzi dla własnej korzyści. A „Budzik” może też dla Oli? Bez Oli nie byłoby kliniki, dlatego „Budzik” nosi jej imię. Powiedzmy to jasno. Ola nie będzie mogła być leczona w „Budziku” z kilku powodów. Klinika jest dla dzieci, a Ola jest już dorosła. Ponadto zbyt długo jest już w śpiączce. Klinika zaś jest dla dzieci, które mają największą szansę na wybudzenie, w niedługim czasie od urazu, które są znacznie krócej w śpiączce.
A bariery? Czy biurokracja oszczędza i wspiera fundacje? Czy też borykacie się Państwo z takimi samymi barierami funkcjonowania jak każda inna firma w Polsce?
Bariery były, są i będą. Takie mamy prawo. Na szczęście jednak są osoby współpracujące z fundacją, które pomagają odnaleźć się w gąszczu przepisów i paragrafów. Biurokracja nie oszczędza fundacji, ale mamy na nią najlepszy z możliwych sposobów: wytrwałość w dążeniu do celu. Determinację w dążeniu do uruchomienia nowo powstałej kliniki „Budzik”. Trudności są po to, żeby je pokonywać.
Odrabia Pani lekcje z prawa i podatków obowiązujących w Polsce?
Gdybym chciała zajmować się prawem i podatkami nie starczyłoby mi czasu na życie zawodowe i prywatne. Każda osoba pracująca w fundacji ma swoją funkcję. Są także osoby, które zajmują się u nas prawno-podatkowymi sprawami. Dlatego powierzam te sprawy w dobre ręce.
Czy myśli Pani, że gdyby nie marka „Ewa Błaszczyk”, Fundacja i Pani działalność miałyby utrudnione działanie? Czy wizerunek faktycznie pomaga?
Pomaga, i to bardzo. Gdybym była mało znaną osobą z niewielkiego miasta, z córką w śpiączce, moje plany na wybudowanie kliniki „Budzik” byłyby tylko marzeniem. Nazwisko i poparcie środowiska artystycznego, bardzo wiele pomogły. Dzięki temu „fundamentowi” „Budzik” powstał.
Fundacja „Akogo?”, działalność charytatywna, Klinika – to mnóstwo obowiązków, pracy, czasu. Jest Pani zatem kobietą pracującą na pełen etat?
Czasami nawet na więcej niż jeden etat. Realizuję się nie tylko w fundacji, ale również w pracy aktorskiej, w Teatrze „Studio”. Grając tam odreagowuję stres związany z fundacją, śpiączką Oli, trudnościami dotyczącymi „Budzika”. Staram się również mieć dobry kontakt z moją drugą córką, Manią. Nie oszukujmy się, to wszystko wymaga czasu, a doba ma tylko 24 godziny.
Jak dobiera Pani współpracowników? Jest Pani pełnoetatowym pracodawcą?
Moi współpracownicy są ludźmi, którzy spełniają jedno zasadnicze kryterium: zawodowo pomagają. Staram się pracować z osobami, na których mogę polegać. Staram się również być pracodawcą na pełen etat, ale czasami czasu brak.
Mawia się, że w biznesie trzeba mieć mocny charakter, wyzbyć się sentymentalizmu. Działalność charytatywna to poniekąd także biznes. Pani jawi się jako osoba bardzo ciepła i łagodna. A przecież musi Pani walczyć choćby o wsparcie dla potrzebujących. Czy jedno nie koliduje z drugim?
Sentymentalni biznesmeni jeszcze się trafiają na świecie. Jest przecież społeczna odpowiedzialność biznesu. Może jest w tym trochę chłodnej kalkulacji, ale przecież wszyscy na tym korzystają.
W działalności charytatywnej podobnie jak w biznesie – trzeba planować, tylko w przypadku organizacji non-profit zysk ma inne znaczenie. Zysk ma wówczas służyć dobremu celowi, a nie dobrobytowi firmy. Można być ciepłym dla ludzi, a jednocześnie zdeterminowanym w walce o wsparcie dla potrzebujących, którzy sami nie potrafią do końca zadbać o swoje. Uważam, że jedno nie koliduje z drugim.
Klinika ”Budzik” przy Centrum Zdrowia Dziecka została uroczyście otwarta w grudniu ubiegłego roku, po czterech latach budowy. Jak będzie działać klinika? Kto może się do niej zgłosić, do Państwa? Ilu pacjentów możecie Państwo „budzić”?
Klinika „Budzik” to stworzony przez nas od podstaw, wraz Ministerstwem Zdrowia, wzorzec medyczno-neurorehabilitacyjny i prawno-organizacyjny dla dzieci w przebywających w śpiączce.
Klinika „Budzik” wprawdzie jest już otwarta, ale jeszcze mamy trochę formalności do spełnienia, żeby móc ją uruchomić. Planujemy przyjąć pierwsze dzieci po urazach czaszkowo-mózgowych na początku drugiego kwartału 2013 r.
„Budzik” to miejsce dla 15 małych pacjentów i 15 rodziców-opiekunów, którzy będą mogli czuwać przy swoich „śpiących” pociechach. Decyzję o przyjęciu do kliniki podejmować będzie Medyczny Zespół Kwalifikacyjny ds. Programu Wybudzania Dzieci ze ¦piączki. Do kliniki będą przyjmowani mali pacjenci do 18 roku życia, przebywający w stanie śpiączki nie dłużej niż sześć miesięcy od urazu. To czas, który daje największą szansę na wybudzenie, kiedy istnieje największa szansa na powrót do zdrowia, a neurorehabilitacja jest najskuteczniejsza.
Pacjent będzie mógł przebywać w klinice do 15 miesięcy. W tym czasie rodzice-opiekunowie będą objęci specjalnym programem psychologicznym oraz będą przygotowywani do zapewnienia odpowiedniej opieki dla dziecka w miejscu zamieszkania.
Pani role filmowe i teatralne bez wątpienia pozostaną w pamięci widzów. Teraz jednak w dużej mierze postrzegana jest Pani przez pryzmat Fundacji i Kliniki. To Pani świadomy wybór?
To zapis mojego losu…
Zdarza się Pani marzyć o spełnieniu swoich pragnień? Czy marzy Pani jeszcze „dla siebie”?
Oczywiście, ale swoje marzenia pozostawiam dla siebie…
A kto zastąpi Panią na chwile, solidarnie da Pani zmianę?
Bliscy ludzie.
Rozmawiała Magdalena Trusińska