Dzisiaj jest: 22.11.2024, imieniny: Cecylii, Jonatana, Marka

Kup pan dług, czyli o rynku wierzytelności w Polsce

Dodano: 22.03.2011 Czytane: 18

Jan Kowalski przegląda codzienną korespondencję. Tutaj reklamy, tam rachunki, spóźniona kartka znad morza. Nagle jego wzrok trafia na kopertę z eleganckim, ale dyskretnym logo. Z przyspieszonym tętnem otwiera list i dowiaduje się, że właśnie ktoś przypomniał sobie o zaległych ratach, o których pan Jan bardzo chciał zapomnieć. Uśmiechnij się, właśnie zostałeś klientem firmy windykacyjnej!

Handel zarówno na świecie, jak i w Polsce obejmuje już praktycznie wszystkie dziedziny naszego życia. Sprzedaje się nie tylko artykuły użytku codziennego, ale także broń, ludzi, "wypożyczone" zabytki z egipskich muzeów.. Dlaczego zatem nie można by handlować cudzymi długami? Otóż handluje się nimi od dawna i to bardzo intensywnie. W Polsce jest to branża młoda, ale bardzo dynamicznie się rozwijająca. To właśnie o niej jest ten artykuł.

Nowy system, nowa branża

Przeciętnemu zainteresowanemu windykacja najczęściej kojarzy się z mało sympatycznymi panami o dużych gabarytach, którzy odwiedzają dłużnika z ciężkimi argumentami w dłoniach, chcąc przekonać go do szybkiego uregulowania zobowiązania. Taki stereotyp pokutuje do dzisiaj, często wprowadzając dłużników w stan podwyższonej nerwowości. Jednak jest to ocena tak fałszywa, jak i krzywdząca. Polskie spółki zajmujące się windykacją należności od dawna czynią to tylko i wyłącznie na drodze prawnej. Rynek ten jednak ma w Polsce historię dosyć krótką i należy ją w tym momencie opisać.

Naturalnie o działalności firm windykacyjnych możemy mówić w kontekście przemian dokonanych po 1989 roku. W poprzednim ustroju o zadłużaniu się w taki sposób jak dziś nie było mowy, ponieważ nie miał kto pożyczyć oraz nie było na co pożyczyć, żartobliwie mówiąc. Wraz z przejściem na system kapitalistyczny Polacy bardzo szybko nauczyli się korzystać z wielu dóbr, takich jak system bankowy czy telekomunikacyjny. Jednak jak w każdym społeczeństwie bardzo szybko znalazły się osoby, które z danej usługi skorzystały, ale zapłacić za nią już nie chciały. Pojawiły się pierwsze zatory płatnicze, które dla młodej i dynamicznej gospodarki są bardzo szkodliwe. Wraz z pogarszająca się płynnością przepływów na rynku szybko zaczęły powstawać firmy, które z udrażniania finansowego krwiobiegu uczyniły swój sposób na życie.
@@

Początki były trudne. Wynikało to z dwóch powodów. Przede wszystkim długi tworzyły osoby, które nie miały najmniejszego zamiaru ich spłacać. Wykorzystywały w tym celu różne luki w prawie i ogólną niedoskonałość dopiero rozwijających się organów ścigania. Stosowali przy tym metody znane dobrze i dawno wyplenione w krajach rozwiniętych, które dla rodzimych pożyczkodawców były niestety nowością. Drugim aspektem wspomagającym nierzetelnych dłużników było dziurawe prawo, które było tworzone szybko w zmasowanych ilościach, za czym nie szła poprawa jakości. Utrudniało to życie stronie pokrzywdzonej, podczas gdy "sprytny" dłużnik spał spokojnie. Mimo to powstawały coraz to nowe podmioty, zajmujące się zdawałoby się niewdzięczną branżą.

Sytuacja zaczęła zmieniać się w XXI wieku. Szereg korzystnych zmian legislacyjnych, z czego najważniejszymi były nowelizacje ustaw Prawo bankowe i O funduszach inwestycyjnych, ułatwiły firmom windykacyjnym działanie oraz otworzyły przed nimi nowe możliwości. Dodatkowo zaczął zmieniać się profil typowego dłużnika. System prawny został uszczelniony, a zwykli naciągacze - wyeliminowani. Ich miejsce zajęły zaś osoby, które zwyczajnie utraciły płynność w budżecie domowym, najczęściej z powodu trudnej sytuacji życiowej lub zbyt optymistycznej oceny swoich możliwości finansowych. Lwią część niespłaconych zobowiązań zaczęły stanowić np. rachunki za media, niespłacone pożyczki gotówkowe czy raty z tytułu zakupu nowego wyposażenia domowego. Kwoty, choć nominalnie niskie, zebrane razem szły w miliony złotych, co oznaczało kłopoty dla pożyczkodawców, ale udane żniwa dla firm windykacyjnych. W związku z poprawą efektywności polskiego sądownictwa, a zatem procesów windykacyjnych, także i zyski przedsiębiorstw zaczęły być liczone w milionach. Tendencja w branży pozostaje wzrostowa.

Usługi małe i duże

Firmy windykacyjne są najczęściej kojarzone z egzekwowaniem zobowiązań na zlecenie. Wiele instytucji, zamiast tworzyć lub rozbudowywać własne działy windykacji, woli zlecić dokonanie usługi na zewnątrz. Jest to tańsze i często bardziej skuteczne. Jest to tzw. windykacja w systemie inkaso. Sprawy związane z niespłaconymi długami są przekazywane do firm, które wdrażają odpowiednie procedury i reprezentują wierzyciela przed sądem w zamian za prowizję, będącą najczęściej procentem od odzyskanej kwoty. Jest to jednak system z wielu względów niewygodny dla firm windykacyjnych. Muszą one ściśle przestrzegać procedur zlecającego, które nierzadko diametralnie się różnią od wewnętrznych, a także muszą naciskać dłużnika, by ten spłacił wierzytelność w całości - wierzyciele praktycznie nigdy nie akceptują systemu spłaty w ratach, głównie ze względów prawnych. W związku z tym możliwości windykatorów są mocno ograniczone i zawężają ich do roli zwykłych podwykonawców. I dlatego, choć windykacja w systemie inkaso nadal jest dla spółek bardzo ważnym rynkiem, zaczęły one szukać nowych dróg.

Prawdziwym przełomem okazała się możliwość zakupu całych portfeli wierzytelności od instytucji, by poddawać je windykacji już na własny rachunek. Jest to tzw. obrót wierzytelnościami, dla odróżnienia od zwykłej windykacji. Umożliwiła to zmiana przepisów z 2004 roku, która pozwoliła bankom (ponieważ przede wszystkim ich to dotyczy) zaliczać sprzedane wierzytelności w koszty uzyskania przychodów, co niesie za sobą korzyści podatkowe. Wcześniej oznaczałoby to zwyczajnie stratę księgową i z tego względu nie było praktykowane. Wraz ze zmianą sytuacji na rynek zaczęły trafiać pakiety nierzadko o wartościach nominalnych przekraczających 100 milionów złotych. Portfele tej wielkości często są sprzedawane za stosunkowo niewielki procent wielkości nominalnej, a następnie firmy windykacyjne przystępują do egzekucji zobowiązań. Tym razem mogą jednak czynić to bez sztywnego gorsetu, jaki nakładają na nie umowy typu inkaso. Prawdopodobnie najważniejszą nowinką jest możliwość poszukiwania ugody z dłużnikiem, tak by uniknąć kosztownych procedur sądowych.

Dlaczego ugody są takie ważne? Podstawową przewagą windykującego na własny rachunek w porównaniu z usługą na zlecenie jest fakt, że firma windykacyjna może część długu zwyczajnie umorzyć. Może sobie na to pozwolić, ponieważ portfele są kupowane tylko za niewielki procent ich wartości nominalnej. Polega to przykładowo na tym, że zaistnieje żądanie spłaty tylko pierwotnej kwoty długu, bez naliczonych od niego karnych odsetek. Od razu zmienia to sytuację i sprawia, że druga strona chętniej podejmuje negocjacje. Dla kontrastu, bank nigdy nie mógłby się na podobny wybieg zdecydować, ponieważ jest to prawnie niemożliwe. Elastyczność daje nabywcom długów szerokie pole do popisu.

Oprócz wspomnianych oferowane są także inne usługi, choć na znacznie mniejszą skalę. Jest to np. pomoc prawna przy egzekucji długu, doradztwo finansowe czy factoring. Interesująca jest tzw. pieczęć prewencyjna, czyli oznaczenie na dokumentach - najczęściej fakturach - faktu, że podmiot współpracuje z firmą windykacyjną i w razie niesumiennego regulowania zobowiązań dług zostanie szybko wyegzekwowany. Można to określić mianem straszaka na nierzetelnych płatników.

Nasz klient, nasz pan

Wspomniano już o zmianie profilu dłużnika. Wraz z jego ewolucją swoje nastawienie zmienili także windykatorzy. Dłużnik z nierzetelnego petenta przeistoczył się w partnera, od którego wbrew pozorom wiele zależy. Najczęściej postępowanie sądowe i egzekucja komornicza nie leżą w niczyim interesie. Dla dłużnika oznacza to wysokie koszty, czasem nawet przewyższające kwotę zobowiązania, natomiast windykujący preferuje otrzymanie gotówki szybko, a postępowanie sądowe potrafi w Polsce mocno się przeciągać, szczególnie gdy dłużnik chce odsunąć nieprzyjemny moment jak najdalej w czasie i wykorzystuje wszystkie środki prawne. Ugoda jest tu wygodnym kompromisem - dług jest na ogół rozkładany na raty, dzięki czemu finanse dłużnika nie przeżywają szoku, wierzyciel natomiast ma przekonanie, że wpłaty będą zasilać go regularnie. Naturalnie często zdarza się, że ugoda nie zostaje zawarta lub jej warunki nie są dotrzymywane - wtedy sprawa trafia na drogę sądową. Tutaj statystyki są korzystne dla firm windykacyjnych. Według badań Instytutu nad Gospodarką Rynkową z października 2010, 94 proc. spraw kończy się po myśli wnoszących powództwo, a przeciętna sprawa trwa przed sądem ok. 6 tygodni. Jak widać, szansę na uniknięcie odpowiedzialności są nikłe.

W związku z powyższym od windykatorów wymagane jest podejście bardziej psychologiczne. Dłużnika należy przekonać do celowości współpracy, jej zalet i możliwości, które otwiera. Swoistą marchewką może tu być opisane powyżej umorzenie pewnej części zobowiązania. Jakakolwiek forma presji psychicznej jest niedopuszczalna. Należy pamiętać, że sytuacja jest bardzo stresująca dla dłużnika, może wiązać się ze wstydem i poczuciem niskiej wartości. Z taką osobą rozmawia się trudno i należy czynić to delikatnie, inaczej będzie ona unikać kontaktu i trzeba będzie zwrócić się do sądu. Praktyka podpowiada, że to emocje są najczęściej największym wrogiem dłużników. Nerwy są reakcją obronną na sytuację, u jednych przeistaczają się w depresję, a u innych w agresję. Czasem pracownik firmy windykacyjnej musi przygotować się na dyskusje zdawałoby się zarezerwowane dla bohaterów dowcipów o dzwoniących do pomocy technicznej czy działu obsługi klienta. Dlatego wymagane jest odpowiednie przygotowanie nie tylko pod względem prawniczym, ale także psychologicznym. Pracownik występuje jako reprezentant spółki i jego zadaniem jest nakłonić do współpracy, nie zaś przyjąć postawę triumfalną i cieszyć się pozycją siły.

Komornik też ma internet

W tym miejscu należy wspomnieć o nowalijkach, które branża bardzo chętnie wykorzystuje, pokazując w ten sposób nowoczesne podejście do biznesu. Pierwsza z nich to bardzo intensywne wykorzystywanie instytucji e-sądu. Jest to system elektronicznej administracji, który pozwala kierować wnioski do sądu za pośrednictwem Internetu. Dzięki temu procedury znacznie zyskały na efektywności, a sprawy przebiegają wyjątkowo szybko jak na polski wymiar sprawiedliwości. Zaowocowało to także dynamicznym rozwojem instytucji e-sądu, na tyle szybkim, że system ostatnimi czasy ulegał przeciążeniu i w związku z tym w połowie lutego został on na dwa tygodnie wyłączony. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że ministerstwo sprawiedliwości przekaże na rozwój e-sądu dodatkowe fundusze. Jest to paradoks, ponieważ e-sąd został powołany właśnie po to, by koszty ograniczyć. Prawdopodobnie ministerstwo nie przewidziało skali sukcesu własnego pomysłu.

Interesujące jest to, że przez sieć działają nie tylko sądy, ale także komornicy. W serwisie e-komornik można odnaleźć daty nadchodzących licytacji zarówno ruchomości, jak i nieruchomości. Ciężko określić, jakim zainteresowaniem cieszą się podobne aukcje, ponieważ portal nie publikuje podobnych danych. Inicjatywa jest jednak warta wzmianki.

¬ródło: Onet.pl

Polecane
Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.