Program dopłat do kredytów rozwija się w nieprawdopodobnym tempie, ale... ile będzie nas to kosztowało?
Liczby nie kłamią - rządowy program dopłat do kredytów, znany pod nazwą "Rodzina na Swoim", w ubiegłym roku odniósł gigantyczny sukces: w tej formie udzielono 43 120 kredytów, na łączną kwotę ponad 8 mld zł. Czy jest to jednak powód do radości?
Spójrzmy, jak z kwartału na kwartał program zyskiwał na popularności. Powodem takiej sytuacji był stale rosnący limit cen mieszkań (i domów), które mogą być objęte budżetową dopłatą.
Według parametrów cenowych obowiązujących w IV kwartale 2010 roku dopłatę ze Skarbu Państwa mogły otrzymać osoby, które zdecydowały się na zakup drogiego mieszkania w stolicy - cena takiego lokalu mogła wynosić bowiem nawet 680 000 zł (dotyczy zakupu mieszkania o powierzchni 75 m kw).
W tej sytuacji narzuca się naturalne pytanie - skoro jest tak dobrze, to dlaczego chcemy teraz wyciszać ten sztandarowy, rządowy program? Według wstępnych zapowiedzi Ministerstwa Finansów, od kwietnia br. nie dostaniemy ze Skarbu Państwa żadnej pomocy przy zakupie mieszkania na rynku wtórnym, a z grupy beneficjentów programu zostaną też bezwzględnie wykluczeni obywatele, którzy urodzili się zbyt wcześnie i mają obecnie 35 lat lub więcej. Cóż to za niesprawiedliwość! I jawna dyskryminacja - bo przecież mówimy o rządowej, bezzwrotnej pomocy, której wysokość może wynieść nawet 150 000 zł na jednego kredytobiorcę! A może lepiej byłoby przyjrzeć się dochodom potencjalnych obdarowanych, a nie ich wiekowi? Dlaczego z budżetowej dopłaty mogą skorzystać także bardzo zamożne osoby, które z pewnością rządowej pomocy nie potrzebują? Doprawdy, trudno uwierzyć, że w ciągu ponad 4 lat funkcjonowania programu RnS nikt z naszych bardzo mądrych parlamentarzystów tym tematem się nie zajął...
@@
Skoro zaczęliśmy od liczb, pozostańmy jeszcze przy suchych danych. Program dopłat do kredytów rozwija się w nieprawdopodobnym tempie, ale...
...ile będzie nas to kosztowało?
Według ostatnich, oficjalnych zapowiedzi, Rodzina na Swoim ma przed sobą jeszcze dwa lata aktywnego życia - definitywny koniec programu zapowiadany jest na grudzień 2012 roku. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że w okresie 2011-2012 zostanie udzielonych około 65 tys. kredytów z budżetową dopłatą. W obliczeniach brałem pod uwagę okrojenie programu, które ma wejść w życie od 1 kwietnia 2011 roku.
Stąd wniosek, że łącznie w okresie 2007-2012 zostanie udzielonych około 150 tys. kredytów RnS. Przyjmując dodatkowe założenie, że średnia wysokość dopłaty do jednego kredytu wyniesie 40 000 zł, otrzymujemy prosty rachunek: koszty bezpośrednie związane z dopłatami do kredytów to dla budżetu wydatek około 6 mld zł!
Do tej kwoty musimy też doliczyć gigantyczne - i trudne do oszacowania - koszty administracyjne obsługi programu RnS. Otóż budżetowe dopłaty w wysokości 50 proc. odsetek mają być dokonywane za pośrednictwem państwowego banku BGK, który będzie musiał wykonać w okresie 8 lat ponad 14 mln takich operacji! Oto wyliczanka: 8 lat x 12 miesięcy x 150 000 kredytów = 14 400 000 dopłat z BGK.
Oczywiście, nie wszystkie kredyty będą funkcjonować przez pełne 8 lat, może więc tych operacji (tj. przelewów z BGK do danego banku w ramach dopłat do umów kredytowych zawartych w ramach RnS) będzie nieco mniej niż 14 mln. Tak czy owak, będzie to dla BGK ogromne wyzwanie - kwoty dopłat trzeba bowiem uzgadniać ze wszystkimi bankami, które biorą udział w programie RnS (obecnie jest to 19 banków). Po obu stronach dojdą więc koszty skomplikowanych systemów informatycznych oraz koszty pracy setek osób związanych z rozliczaniem dopłat. Koszty te będą ponoszone przez okres 14 lat: od stycznia 2007 roku (początek programu) aż do spłaty ostatnich kredytów uruchomionych w systemie RnS, czyli - do końca 2020 roku.
Jednym z argumentów obrońców programu budżetowych dopłat do kredytów była kwestia pozytywnego wpływu RnS na rozwój budownictwa, poprzez wspomaganie sprzedaży nowych mieszkań. Ale i tu ustawodawca dał plamę na całej linii - dopłaty budżetowe do kredytów aż po dziś dzień mogą dotyczyć zarówno transakcji zawartych na rynku pierwotnym, jak i na wtórnym. Jaki dało to efekt? Spójrzmy na poniższą tabelę.
Jak widać, kredyty RnS dotyczące transakcji na rynku pierwotnym to niecałe 22,5 proc., a zdecydowana większość dopłat - ponad 60 proc. - trafiła do osób, które zakupiły nieruchomość na rynku wtórnym.
Mając powyższe na uwadze, a także niebywałą lakoniczność ustawy z 2006 roku, która dopuszcza mnóstwo patologii w systemie budżetowych dopłat (wypaczenia ustawy opisywałem w publikacjach "Jak sprawnie roztrwonić budżet?" oraz "Rodzina na Swoim - do eksmisji"), trudno jest przyjmować z entuzjazmem informacje o wielkim sukcesie rządowego programu. Problemu nie rozwiązuje także okrojenie systemu dopłat, które ma wejść w życie od 1 kwietnia br. Po wprowadzeniu zmian zmniejszy się po prostu ilość osób, która będzie mogła sięgnąć po sowitą zapomogę Skarbu Państwa. Na koszt pozostałych podatników. W okresie kryzysu, który gnębi niemal całą Europę, taka niefrasobliwość w budżetowych wydatkach nie może mieć miejsca.
Dlatego też przestaje dziwić zaskakująca sytuacja, z jaką mieliśmy do czynienia w roku ubiegłym. Z jednej strony otrzymujemy wiele komunikatów na temat bardzo dobrych wyników polskiej gospodarki - hasła typu "wzrost PKB", "zielona wyspa" itp. znamy na pamięć. Z drugiej zaś strony - oficjalne dane donoszą o kwocie ponad 100 mld zł deficytu w finansach publicznych. Jak do tego mogło dojść? Odpowiedź na to pytanie znajdą państwo w tytule niniejszej publikacji.
Krzysztof Oppenheim