Każdy start-up zaczyna się od pomysłu. Najczęściej założycielom udaje się rozwiązać jakiś problem. Wtedy powstaje pytanie, czy projekt ma sens. Czy przyjmie się na rynku? Czy nabywcy będą gotowi zapłacić tyle, aby stał się rentowny?
Pierwszą potrzebą start-upu jest więc konieczność walidacji modelu biznesowego. Jej brak powiększa, i tak z reguły wysokie, ryzyko realizacji projektu. Celem tego etapu jest uniknięcie wprowadzania na rynek produktów lub usług, które spotkają się z niewystarczającym popytem.
Prototyp z garażu
Najczęściej na początku powstaje zbudowany w garażu prototyp, wstępna wersja innowacyjnej strony internetowej lub aplikacji mobilnej. I właśnie wtedy należy zebrać jak najwięcej informacji o szansach rynkowych przedsięwzięcia. Ta faza nie musi być tak kosztowna, jak badania marketingowe. Wystarczy pytać wszystkich naokoło, pozwolić potencjalnym użytkownikom na testowanie produktu, starannie zbierać uwagi, wyciągać wnioski i wprowadzać ulepszenia.
Założyciele innowacyjnych firm często nie zdają sobie sprawy z konieczności testowania strategii. Ich własne umysły zastawiają na nich bardzo sprytne pułapki. Duża część fachowej literatury dotyczącej start-upów jest poświęcona temu, jak ich unikać. Najczęstsze błędy to: nadmierna pewność siebie, złudzenie kontroli nad rzeczywistością, wyciąganie wniosków na podstawie niewystarczających danych, czy pułapka zaangażowania.
W dodatku inżynierowie lub informatycy często nie mają, lub nawet nie chcą mieć pojęcia o prowadzeniu biznesu. Tymczasem ich firmy, aby się rozwinąć, potrzebują się odnaleźć w skomplikowanym świecie prawa, podatków, finansów i marketingu. Właściciele start-upów stają przed wyborem albo dzielić czas pomiędzy niezbędne formalności i właściwą działalność, albo znaleźć partnera, który zajmie się częścią biznesową i w spokoju rozwijać technologię.
Kapitał od inwestora
Partner jest potrzebny w jeszcze jednym celu. start-upy muszą pozyskać kapitał dla swojego rozwoju. W świecie nowoczesnych technologii kapitał jest kluczowy. Nie da się bez niego szybko zbudować elastycznej organizacji działającej w warunkach ogromnej niepewności. Poza tym inwestor w trosce o własny kapitał, z pewnością starannie oceni strategię i model biznesowy start-upu. I właśnie wtedy trzeba zrobić następne kroki – szybko zbudować od podstaw całą strukturę nowego przedsiębiorstwa. Na dynamicznie zmieniających się rynkach, innowacyjny produkt trzeba dostarczyć klientom natychmiast.
Szczególnie korzystne dla start-upu może być związanie się z wyspecjalizowaną spółką inwestycyjną. W takim wypadku nowego sensu nabiera powiedzenie „pieniądze to nie wszystko”, gdyż rozwijająca się firma otrzymuje znacznie więcej niż kapitał.
Spółka inwestycyjna ma zwykle pod opieką wiele firm zależnych, pojawiają się korzyści skali związane z siłą zakupową całej grupy, czy z synergiami pomiędzy poszczególnymi start-upami.
Inwestorzy z reguły nie ingerują w sferę technologiczną. Natomiast chętnie zajmują się biznesową stroną przedsięwzięcia. Dzisiejsze start-upy mogą liczyć na naprawdę wszechstronną opiekę.
Po pierwsze i najważniejsze, otrzymują od inwestora kapitał. Jest on niezbędny, aby wynająć biuro, zatrudnić personel, zakończyć prace badawczo rozwojowe, uruchomić produkcję, zainwestować w marketing i rzecz najważniejsza – pozyskać klientów. Kontakty biznesowe inwestora też mogą być wykorzystywane w działalności sprzedażowej.
Zarządzanie
Inwestorzy bardzo chętnie przejmują na siebie sprawy urzędowe, obsługę finansową, księgową i prawną. Może to być połączone z wejściem przedstawiciela inwestora do zarządu firmy. Nie chodzi tu tylko o odciążenie start-upu od czynności formalnych.
Takie rozwiązanie daje też inwestorowi kontrolę nad bieżącą działalnością firmy. Dzięki temu może wyeliminować niektóre ryzyka związane z inwestycją. start-upy mogą też liczyć na wsparcie inwestora w organizacji działań marketingowych, pomoc webmasterów, grafików, analityków biznesowych, wsparcie w działaniach PR, czy w organizacji imprez promocyjnych.
Czy start-up jest w stanie rozwinąć się bez pomocy inwestorów? Być może są takie, które dałyby radę. Pytanie jednak należałoby postawić inaczej. Czy organiczny rozwój ma sens na dynamicznych rynkach technologicznych? Jest on z reguły powolny, a technologia zmienia się bardzo szybko. Nawet najlepsze pomysły tracą wówczas na wartości. Oddanie inwestorowi kilkudziesięciu procent udziałów to niewielka cena za szybki podbój rynku.