Dzisiaj jest: 22.11.2024, imieniny: Cecylii, Jonatana, Marka

Gospodarcze gry wojenne

Dodano: 22.03.2014 Czytane: 18

W ostatnich zmaganiach wielkiej, światowej polityki na Ukrainie, jak dotychczas cierpi także biznes, najbardziej najmniejszy. To obecnie zapomniana ofiara zawirowań na Wschodzie.

Firmy transportowe, polscy inwestorzy, niewielcy producenci żywności, handlarze, pośrednicy, którzy skupili swoje działania na rynkach wschodnich, w tym Rosji i Ukrainie, teraz będą musieli stawić czoło trudniejszej rzeczywistości gospodarczej.


@@

W zeszłym roku znacząco poprawiliśmy bilans handlowy z Rosją i choć nasze saldo wciąż jest ujemne, to dzięki ekspansji polskich firm na tym rynku, w czym duża zasługa firm z sektora MSP, zmniejszyliśmy jego różnicę prawie o pół miliarda euro. Nasz łączny eksport do Rosji to prawie dwa miliardy euro. Dodatni bilans mieliśmy z kolei w handlu z Ukrainą i Białorusią, gdzie polskie firmy cieszą się dobrą opinią, a polskie produkty są często rynkowymi hitami. Wyniki za ten rok miały być jeszcze lepsze. No właśnie – miały.


Sytuacja na Ukrainie jest wysoce niestabilna, w czym fatalny udział ma Rosja. Moskwa nie bacząc na coraz wyższą cenę, jaką płaci za podgrzewanie konfliktu na Krymie uparcie realizuje swoje ambicje terytorialne. Taka agresja skutecznie wystraszyła część inwestorów, którzy wyprzedają akcje rosyjskich spółek, w tym zwłaszcza Gazpromu. Znaczące spadki odnotowała również rosyjska waluta. To zagraża całej gospodarce rosyjskiej, która i bez tego rozwijała się w ostatnich miesiącach marnie. Niestety, jeśli jednak Rosja wpadnie w spiralę kryzysu, to dotkliwie odczuje to także polska gospodarka.

Czarnym scenariuszem jest powtórka z 2008, kiedy to polscy eksporterzy zaczęli notować wyraźny spadek zamówień od kontrahentów zza wschodniej granicy, a w dodatku z trudem egzekwowali płatności za wcześniej zrealizowane dostawy. W efekcie, w kolejnym roku kilkukrotnie wzrosła zarówno liczba, jak i łączna wartość przeterminowanych należności.


Wielkie firmy, które dywersyfikują swoją aktywność i nie ograniczają działania wyłącznie do Rosji czy Ukrainy także mogą odczuć boleśnie zawirowania polityczno-gospodarcze. Prawdziwy dramat może czekać jednak szereg firm z sektora małych i średnich przedsiębiorstw, które nastawiły się wyłącznie na aktywność w tych krajach. Nie posiadają one możliwości łatwego pozyskania innych rynków i są bardziej wrażliwe na wszelkie perturbacje. To co dla wielkich firm może okazać się zaledwie katarem, dla nich może oznaczać nawet koniec działalności.


Każdy kto prowadzi interesy w Rosji wie, jak nieprzewidywalny i podatny na politykę jest to obszar. To nie jest rynek dla ludzi o słabych nerwach powtarzają mi przedsiębiorcy robiący interesy w Rosji. Powtarzają też jednak, że wciąż tam jest wielki potencjał i ogromne pieniądze do zarobienia. To spore ryzyko, które jednak wszyscy przedsiębiorcy podejmują świadomie. Stają się zakładnikami bieżącej polityki Wladimira Putina i bywa, że płacą tego cenę.

Przykładów skandalicznego traktowania polskich przedsiębiorców mieliśmy w ostatnich latach aż nadto – chociażby przy okazji eksportu na rynki Unii Celnej (Rosja, Kazachstan, Białoruś) polskiego mięsa. W ostatnim czasie Rosja równie surowo traktuje wielu eksporterów z pozostałych państw Unii, co przyczyniło się do otwarcia oczu Europie Zachodniej. Rosjanie są bardzo pomysłowi w wynajdywaniu pretekstów do ograniczania importu do Rosji, ale za każdym razem w tle jest wielka polityka.

Tracą nie tylko przedsiębiorcy, ale miliony konsumentów na rynkach objętych grami politycznymi. Zmuszeni są do kupowania droższej żywności, a czasem do marnej jakości substytutów zachodnich produktów lub mięsa. Cierpią jednak w milczeniu, bo Moskwa protestów nie toleruje. Milczeć jednak nie chcą przedsiębiorcy, którzy starają się poprzez polityków wywierać presję na rosyjskie władze. Jeżeli gramy wyłącznie sami, to taka strategia nie działa, ale jeżeli do wspólnego protestu przekonamy całą Unię, to szanse powodzenia znacznie wzrastają.


Nadal nikt nie wie, jak zakończy się kryzys na Ukrainie. W chwili kiedy piszę te słowa, sytuacja zmienia się z godziny na godzinę i nie są to zmiany w dobrym kierunku. Rosja realizuje scenariusz ekspansji terytorialnej, znany w Europie w zasadzie od lat 40. XX wieku, w którym „na prośbę” jakiejś grupy Rosjan lub „zaprzyjaźnionego” rządu wyrusza ze zbrojną „pomocą”. Nie mogąc przełknąć porażki, jaką zgotowała mu majdanowska rewolucja, Putin próbuje zawłaszczyć chociaż Krym i wschód kraju. Jeśli nikt nie powstrzyma tego szaleństwa, nie wyleje kubła zimnej wody na rozpalone głowy rosyjskich polityków, to jest wysoce prawdopodobne, że będziemy w Europie mieli konflikt zbrojny.


W najgorszym scenariuszu eksport na Ukrainę zmaleje nawet o połowę, ale jest także scenariusz optymistyczny, w którym sytuacja ulegnie przesileniu i stopniowej stabilizacji, a na Ukrainę szybko popłyną pieniądze z Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wielkim znakiem zapytania jest eksport do Rosji. Ostatnie ograniczenie importu polskiej wieprzowiny, będące wynikiem wykrycia u nas groźnego wirusa, może potrwać nawet trzy lata. Gdyby jednak miało dojść do politycznych wojen gospodarczych toczonych przez Rosję z UE, mogłoby być znacznie gorzej.


Małe przedsiębiorstwa przy wschodniej granicy muszą być gotowe na każdy scenariusz. Polski rząd jest świadomy zagrożenia i tworzy strategie, które pozwolą minimalizować straty. Nie ukrywajmy jednak, że to nie od nas zależy, co importować chcą Rosjanie, a czego zabronią. Pozostaje mieć nadzieję, że otrzeźwienie przyjdzie szybko i niewielkie firmy przy wschodniej granicy będą mogły skoncentrować się wyłącznie na tym, co potrafią najlepiej – robieniu interesów z dala od wielkiej polityki.


Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP
www.szejnfeld.pl
www.kobiecastronazycia.pl
Polecane
Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.