Najtęższe umysły przez ostatni rok głowiły się, w jaki sposób bez podwyżki podatków zwiększyć obciążenia fiskalne przedsiębiorców. I udało się. Podwyższono podatki bez ich podwyższania.
Można by rzec, że Nagroda Nobla z ekonomii została już przyznana, lista zgłoszonych zamknięta. Wystarczy jechać do Sztokholmu i odebrać. Pozostawiliśmy w tyle tych wszystkich nudnych teoretyków ekonomii badających bezrobocie, cykle koniunkturalne, czy krzywą Laffera.
Informacja o tym sukcesie poszła w świat i już zachwyciła wszystkich tych, którzy co prawda nie odróżniają popytu od podaży, a stopa bezrobocia kojarzy im się z numeracją obuwia, ale chętnie coś uszczkną dla siebie z tych podatków. Zwłaszcza że sami do pracy ani biznesu nie mają głowy, czasu ani predyspozycji, a mimo to od kilku lat są na plusie.
Już słychać jak w rozmowach chwalą polską myśl ekonomiczną i skrycie, a co bardziej zamożni również na głos, obliczają ile uda im się zaoszczędzić na tej dobrej zmianie podatkowej. Nie są w stanie zrozumieć tych wszystkich niewdzięcznych przedsiębiorców, którzy bezpardonowo krytykują nadchodzące zmiany podatkowe, wieszcząc masowe bankructwa.
Sądzę, że tymczasowo administrujący naszym krajem powinni natychmiast uspokoić przedsiębiorców. Podpowiadam. Idealna do tego będzie parafraza znanego tekstu z komedii Miś, Mistrza Barei. „Zmieniamy system podatkowy. Ma on być może nawet tam i swoje… minusy. Rozchodzi się jednak o to, żeby te minusy nie przesłoniły wam plusów!”.