Dobrze prosperującą piekarnię musiał jednak zamknąć, gdy fiskus nakazał mu zapłacić kilkadziesiąt tysięcy złotych należności z tytułu VAT. Gdyby wyrzucił chleb na śmietnik, uniknąłby jakichkolwiek problemów…
Nieco zapomnianą już historię legnickiego piekarza przypomniano w ostatnich tygodniach w związku z inną głośną sprawą, która do głębi wzburzyła opinię publiczną w naszym kraju. Chodzi o mechanika, który na swoje nieszczęście zgodził się wymienić żarówkę w samochodzie już po zamknięciu warsztatu. Jak się później okazało, była to misterna prowokacja ze strony pracownic Urzędu Skarbowego w Bartoszycach. Te dwie sytuacje, które zyskały zainteresowanie ogólnokrajowych mediów, zwróciły ponownie uwagę na problem, z którym każdego dnia z dala od telewizyjnych kamer mierzą się w Polsce setki tysięcy mikro oraz małych i średnich przedsiębiorców, którzy niemal zawsze są na straconej pozycji w starciu z wszechwładnym państwem. Własnym państwem!
Oczywiście nikt nie kwestionuje tego, że instytucje i służby powołane do zwalczania nadużyć i nieprawidłowości powinny w należyty sposób wypełniać swoje obowiązki. Nie w tym rzecz. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker lubi powtarzać, że Unia Europejska powinna robić dużo w dużych sprawach, a mało w małych sprawach. I racja. Podobnie powinno być w państwach członkowskich. Powinny być silne i zdecydowane w dużych sprawach i bardziej pobłażliwe, wręcz „rodzicielskie” w małych.
Znakomita większość firm istniejących w Polsce to najmniejsze formy, to mikroprzedsiębiorstwa – a więc takie, które zatrudniają poniżej dziesięciu osób. Ci, którzy podejmują się prowadzenia własnej działalności gospodarczej, nie robią tego, licząc na pomoc ze strony państwa w postaci specjalnych zachęt, ulg, zwolnień, dotacji, czy jakichkolwiek innych form preferencyjnego traktowania. Po prostu odkryli swoje miejsce na rynku, dostrzegli szansę na utrzymanie siebie i swoich rodzin i tyle. To im starcza. Odciążają więc tym samym swoją przedsiębiorczością państwo, które nie musi na nich łożyć miliardów, choćby w formie pomocy czy zasiłków. W zamian nie oczekują wiele, w zasadzie nic. No, może świętego spokoju.
Państwo powinno być przyjazne obywatelom i przedsiębiorcom, mieć stabilne prawo oraz przejrzyste procedury. Nasza rzeczywistość daleka jest jednak od tego ideału. Dlatego lista zarzutów przedsiębiorców wobec państwa, i to bez względu na władzę, jest niemal bez końca długa. Gąszcz rozbudowanych, nieprecyzyjnych i na dodatek często sprzecznych ze sobą przepisów. Uciążliwe kontrole, które kończą się zazwyczaj dotkliwymi karami, choć wystarczyłyby rekomendacje, co do zmiany sposobu postępowania. Opieszałość Ministerstwa Finansów w rozstrzyganiu wątpliwości podatkowych i wydawaniu interpretacji ogólnych, a do tego niezapisana nigdzie „zasada domniemania winy przedsiębiorcy”. W tej sytuacji stwierdzenie „jak się ma pieniądze, to przecież skądś się je ma” robi swoje! Tak więc jeśli masz pieniądze, to zapewne jesteś złodziejem i oszustem, tyle tylko, że jeszcze nie wpadłeś. Ale „przyjdzie kryska na Matyska”, uważają urzędnicy i ciągle czyhają na błąd podatnika. Najlepiej małego, bo z dużym to zaraz kłopot. Mają swoich ekspertów, prawników, doradców podatkowych…. Sprawy się ciągną i ciągną. Bezpieczniej więc dobrać się do skóry małej firmie. To bułka z masłem.
Tak, niemal każdy w Polsce podpisze się pod stwierdzeniem, że mikroprzedsiębiorstwa i małe firmy podlegają nieproporcjonalnym obciążeniom regulacyjnym, administracyjnym i finansowym wobec dużych firm. Deklaracje takie to jednak za mało. Potrzebna jest radykalna zmiana filozofii działania całego aparatu państwowego w stosunku do prowadzących działalność gospodarczą. Choćby po to, aby zbliżyć się na przykład do o wiele bardziej skutecznego, a przecież mniej opresyjnego modelu anglosaskiego.
Na początek wystarczyłoby, gdyby państwo zaczęło kierować się wobec przedsiębiorców prostą zasadą „po pierwsze nie szkodzić”, czyli nie przeszkadzać, nie wtrącać się, nie ingerować, nie kontrolować, nie insynuować. Przynajmniej tak długo, jak nie jest to rzeczywiście i absolutnie koniecznie. To oczywiste. Tylko tyle więc i aż tyle! W przeciwnym razie będziemy w Polsce musieli stawiać w przyszłości pomniki nie tylko bohaterom i wielkim ludziom, ale też nieznanym przedsiębiorcom, którzy w ciszy i zapomnieniu, najczęściej anonimowo, giną w starciach nie tylko z rynkiem, na którym działają, ale i… z państwem.
Autor jest Posłem do Parlamentu Europejskiego