Nowe przepisy dotyczące zatrudniania osób młodocianych (między 15 a 18 rokiem życia) wchodzą w życie dość niefortunnie – bo dopiero pierwszego września 2018. Oznacza to, że najbliższy sezon wakacyjny jest już stracony dla nich i dla pracodawców narzekających na brak rąk do pracy, szczególnie sezonowej, jak zbiórka owoców. Kodeks pracy zmienił się w związku ze zmianą w systemie szkolnictwa i obniżeniem o rok (do ukończonych 15 lat) wieku osoby uważanej za młodocianą. Z dopuszczeniem szczególnych wyjątków wolno będzie zatrudniać tylko młodych ludzi, którzy ukończyli co najmniej ośmioletnią szkołę podstawową i przedstawią świadectwo lekarskie stwierdzające, że praca danego rodzaju nie zagraża ich zdrowiu. Młodzież bez kwalifikacji zawodowych będzie mogła być zatrudniana tylko w celu przygotowania zawodowego.
Kapryśny jak kandydat
Karina Knyż-Grzywa, dyrektor biura Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia, największej tego typu branżowej organizacji w Polsce zrzeszającej ponad 60 agencji pracy przyznaje, że do zapełnienia coraz większej luki na polskim rynku od dawna nie wystarczają już pracownicy z Ukrainy.
- Przy rekordowo niskim bezrobociu 6,3 procent i zapotrzebowaniu na poziomie ponad 150 tysięcy nieobsadzonych miejsc pracy, źródło pozyskiwania kadr, jakim jest dla polski Ukraina zdecydowanie już się wyczerpuje. Nasze agencje rekrutują dziś już z wielu innych krajów, jak Białoruś Mołdawia, Kazachstan, ale też z Indie czy Nepal - mówi Karina Knyż-Grzywa.
- Pojawienie się na rynku młodych kandydatów jest oczywiście dobrą wiadomością, jednak nie spodziewamy się, że rozwiążą oni problem.
Firmy i agencje zatrudnienia podchodzą do tematu sceptycznie z jednej strony ze względu na ograniczenia związane z ich zatrudnianiem (o czym później), ale także kwestie mentalnościowe.
Anna Topolewska z zarządu agencji pracy tymczasowej Jaga Temp, przyznaje, że z roku na rok rekrutacja stanowi w Polsce coraz większe wyzwanie, m.in. ze względu na podejście kandydatów.
- Normą staje się, że kandydaci wstępnie zainteresowani ofertą nie pojawiają się na spotkaniach rekrutacyjnych. Mam wrażenie, że w maju tego roku tendencja ta osiągnęła apogeum. Na umówionych dziesięć osób, na spotkanie przychodzi jedna. ¯eby spotkać się z dziesięcioma kandydatami musimy umawiać sto osób! – mówi Anna Topolewska. Dodaje, że równie codzienną sytuacją jest, że kandydaci przychodzą na spotkanie nie zapoznawszy się z treścią zaproszenia, a pracę porzucają pod byle pretekstem.
- Niedawno spotkaliśmy się z sytuacją, że jeden z kandydatów rzucił pracę niemal natychmiast, bo nie podobało mu się, że na odzieży roboczej miał nadrukowany numer. Stwierdził, że przez to czuje się w pracy jak w więzieniu - opowiada Topolewska. - Szczególnie młodzi ludzie mają ogromne oczekiwania nawet wobec swojej pierwszej pracy. Nikt już nie docenia samego faktu, że ta praca jest. Jeśli coś im się w firmie nie podoba, po prostu odchodzą. Dla pracodawców to często nowa, zaskakująca i trudna sytuacja - dodaje. Jej słowa potwierdza Aneta Janik-Barciś, prezes agencji Macro Work.
- ¦rednio na trzydzieści zainteresowanych pracą osób dziesięć umawia się na spotkanie, a ostatecznie przychodzi jedna - mówi Aneta Janik-Barciś.
Niewiele pomaga fakt, że wynagrodzenia np. w pracy sezonowej wzrosły w tym roku o ok. 20 proc. Absolutnym minimum jest 13,70 zł na godzinę, a w wielu miejscach można zarobić nawet 20 zł na godzinę. Do agencji docierają informacje o rolnikach, którzy, żeby poradzić sobie ze zbiórką owoców zatrudniają całą rodzinę i sąsiadów. Nowością jest możliwość samodzielnego zebrania sobie owoców, w zamian za niższą ich cenę. Stawka za podobne prace sezonowe za zachodnią granicą to ok. 10-12 euro na rękę. Dlatego Polacy, jeśli już chcą wykonywać proste prace - np. przy zbiorze owoców, wolą wyjechać. Ale nawet za granicę nie jest łatwo zrekrutować tyle osób, ile by można.
- W tej chwili mamy miejsca pracy w ogrodnictwie w Niemczech. Nie ma chętnych, więc liczymy, że zbliżające się wakacje pozwolą nam zrekrutować więcej młodzieży. W Niemczech i Czechach brakuje też chętnych do pracy na budowach, w branży produkcyjnej, szwaczek, spawaczy, ślusarzy, lakierników samochodowych, wykwalifikowanych kierowców, oczywiście informatyków. Nawet z kucharzami jest problem, ponieważ kandydaci mają tak wysokie wymagania, że pracodawcy nie są w stanie im sprostać – mówi Aneta Janik-Barciś.
Młodociane ręce - nie do każdej pracy
Szefowie agencji pracy przyznają też, że wielu pracodawców postrzega zatrudnianie młodocianych jako problem. M.in. dlatego, że - jak wyraźnie określa to Kodeks pracy - nastoletni pracownicy mogą wykonywać tylko „lekką pracę, która nie spowoduje zagrożenia dla jego zdrowia czy rozwoju psychofizycznego i nie będzie przekraczała możliwości fizycznych.”
- Pracownikom do osiemnastego roku życia, przysługują także specjalne zasady w obszarze urlopów. Z upływem sześciu miesięcy od rozpoczęcia pierwszej pracy młodociany zyskuje prawo do dwunastu dni roboczych wolnego, a po roku pracy do dwudziestu sześciu dni. Te obostrzenia także ograniczają liczbę firm, które decydują się na zatrudnienie młodocianego pracownika - mówi Joanna Joanna Torbé z kancelarii adwokackiej Torbé & Partnerzy, specjalizującej się w obszarze prawa pracy.
W okresie szkolnym młodociany pracownik może pracować maksymalnie dwanaście godzin w ciągu tygodnia, a norma w dniu, w którym odbywają się zajęcia szkolne, nie może przekraczać dwóch godzin. W okresie ferii szkolnych tygodniowy wymiar czasu pracy nie może przekraczać trzydziestu pięciu godzin, a dobowy siedmiu.
- Te normy czasu pracy nie mogą zostać przekroczone także w przypadkach, gdy młodociany wykonuje pracę na rzecz kilku pracodawców. Pracodawca musi też dopasować grafik pracy do zajęć szkolnych pracownika młodocianego, co przekłada się na brak elastyczności w zatrudnieniu - dodaje Joanna Torbé.- Warto jednak przypomnieć pracodawcom, że istnieją też alternatywne formy zatrudniania, jak zlecenia czy staże absolwenckie, które nie mają aż tak wielu obwarowań - dodaje adwokat.