Może to być perspektywa jakiegoś przepisu podatkowego, jego stosowania przez dany urząd lub ministerstwo czy też lobbingu zagranicznego koncernu na szkodę polskiej konkurencji w jakimś przetargu, czy też zagranicznego przepisu dotykającego polskich przewoźników samochodowych działających w Niemczech. Przypominamy kilka takich problemów i ten wyizolowany sposób ich opisu w dyskursie publicznym.
Niestety perspektywa każdorazowo spartykularyzowana i wyizolowana do jednego bezpośredniego źródła jednego problemu nie odpowiada na pytanie: dlaczego polska społeczność tak rzadko dba o interes polskiego kapitału. Suma opisów bezpośrednich przyczyn problemów trapiących polskich przedsiębiorców nie tłumaczy wielości i różnorodności tych problemów. Nie tłumaczy dlaczego czynności, gdzie indziej tanie, proste i szybkie, w Polsce urastają do rangi wielkich problemów. Nie tłumaczy dlaczego, gdzie indziej żyje i pracuje się łatwiej i prościej.
Wytłumaczenia proponuję szukać w rekrutacji hegemonicznej części pola władzy polskiego społeczeństwa z klasy inteligencji. Tłumaczenie te opieram na trzech źródłach:
I. Metodologii francuskiego socjologa Pierra Bourdieu, który rozróżnia trzy typy kapitałów: ekonomiczny, społeczny i kulturowy. Kapitały te dają uczestnikom elit podstawy do walki o przewagę na polu władzy. W zależności od tego, gdzie dominująca frakcja elit czerpie siłę, porządek społeczny organizowany jest w sposób sprzyjający danej formacji kapitałowej.
II. Przypomnieniu dorobku Józefa Chałasińskiego, przedwojennego socjologa, który traktował m.in. o roli inteligencji w polski społeczeństwie.
III. Zarysie koncepcji hegemonii inteligenckiej w polskim społeczeństwie, autorstwa prof. dr hab. Tomasza Zaryckiego, który buduje tę koncepcję na trzech obserwacjach:
- W naszym regionie burżuazja, odkąd tylko można mówić o tej warstwie, była zdominowaną siłą społeczną. Władza polityczna i szeroko rozumiani ludzie świata kultury tworzyli władze, podejmowali najważniejsze decyzje, słowem decydowali o kształcie norm i ustroju.
- W Polsce, z uwagi na peryferyjność naszej gospodarki oraz liczne wojny i katastrofy gospodarcze, jedynym trwałym sposobem dziedziczenia statusu społecznego jest kumulowanie i przekazywanie następnym pokoleniom kapitału kulturowego, wiedzy, norm zachowania oraz bycia rozpoznawanym w środowisku kulturalnych, wykształconych, dobrze wychowanych.
- Wysoka pozycja ekonomiczna i polityczna w Polsce mogą pozwolić na chwilowe gromadzenie zasobów budujących pozycję społeczną. Ale z uwagi na regularnie powracające kryzysy, podczas których kapitały gospodarcze są grabione i niszczone, a kapitał polityczny ulega przekreśleniu, tylko inteligencja czerpiąca swą siłę z kapitału kultury jest w stanie umacniać i w kolejnych pokoleniach odtwarzać swą pozycję.
Problem wzrostu gospodarczego w Polsce
Regulacje dotkliwe głównie dla MSP
Nadmierne regulacje obciążają nowe i małe firmy oraz działalność innowacyjną. Istniejące firmy produkujące przy użyciu tradycyjnych technologii nie potrzebują pozwoleń itp., bo już je mają. Nowe firmy i mniejsi przedsiębiorcy nie mają sztabów lobbystów, księgowych i prawników i raczej nie należą do elit społeczno-ekonomicznych, co utrudnia im dostęp do decydentów. Powstające firmy i ich właściciele nie mają też zazwyczaj zbyt dużych nadwyżek wolnej gotówki, więc nie mogą legalnie lobbować lub po prostu „kupić przychylności urzędników egzekwujących przepisy.
Nadregulacja niebezpieczna dla postępu technologicznego i organizacyjnego
Postęp technologiczny i organizacyjny jest źródłem wzrostu gospodarczego. Ale nowe przedsięwzięcia zwykle zwracają się dopiero po dłuższym czasie. Dlatego są szczególnie narażone na wyciągniętą rękę państwa zwiększającą niepewność, co do powodzenia projektu.
Nadmierna regulacja utrwala nieefektywne struktury rynkowe. Czyni to na dwa sposoby:
- Często regulacja ogranicza wybór technologii i sposób organizacji pracy, zmniejsza jej efektywność i zwalnia postęp techniczny i organizacyjny.
- Postęp technologiczny jest wypadkową m.in. struktury rynku, na którym działa wynalazca. Jeśli rynek jest opanowany np. przez prawem chronionych monopolistów, to wybór technologii i kierunek jej rozwoju dostosowane będą do produkcji monopolistycznej o określonej skali (np. rynek telekomunikacyjny).
Wbrew twierdzeniom o postępującej globalizacji, od dekad funkcjonują różne modele kapitalizmu, ale nie wszystkie równie dobrze tworzą innowacje technologiczne i organizacyjne. Nie jest przypadkiem, że większość współczesnego postępu technologicznego i organizacyjnego jest wypracowana w USA. Mają zderegulowany rynek, co utrudnia polityczne interwencje w jego funkcjonowanie. A rozwój nowych technologii i sukces nowych firm zaburza ustalone wcześniej hierarchie społeczne. Czym większa polityczna kontrola rynku, tym większa presja na konserwowanie starych hierarchii. Ponieważ po USA już dziś jeżdżą samosterujące się samochody i ciężarówki, a w Polsce urzędnicy nadal dzielnie walczą z kierowcami firmy Uber, nie będziemy zanadto zdziwieni, gdy za jakiś czas będziemy zmuszeni, za ciężkie pieniądze, importować amerykańskie samosterujące się pojazdy.
Strategia twórczego naśladowania USA może być optymalna dla bogatszych państw zachodu Europy. Ograniczając konkurencję zmniejszają nierówności między obywatelami. A ponieważ mają wystarczające zapasy kapitału to, gdy jest to konieczne, mogą zaimportować lub inwestować w szybkie naśladownictwo.
Niestety próba kopiowania w Polsce ustrojowych rozwiązań rodem z Europy Zachodniej, poprzez „porządkowanie” i „organizowanie” kolejnych rynków tylko utrwali zacofanie Polski względem zachodu. Nie uzyskamy ani zachodnio-europejskiego komfortu życia, ani angloamerykańskiego dynamizmu gospodarczego.
Konsekwencje nadmiernych regulacji
Klasyczne prace ekonomiczne o konsekwencjach nadmiernych regulacji oraz sposobach i korzyściach z deregulacji tworzyli angloamerykanie. W tym ujęciu celem deregulacji jest zwiększenie wydajności pracy i kapitału. Zwiększenie wydajności gospodarki jest obrane jako cel, gdyż w długim okresie wzrost wydajności jest jedynym wyznacznikiem wzrostu dochodu na głowę.
Duże, bogate i sprawne państwa gospodarczego rdzenia, oddzielone obszernymi akwenami od konkurentów i wrogów, jak Wielka Brytania i USA mogą analizę regulacji ograniczyć do wydajności pracy i kapitału oraz roli konkurencji w tych działaniach. Za to w Polsce, tj. ubogim, średnio sprawczym państwie półperyferium, optymalizowanie regulacji potrzebujemy rozszerzyć o analizę pola władzy i miejsca Polski w systemie światowym:
- Przyrost regulacji i klasy urzędniczej ma przemożny wpływ na skład elit.
- Nietrafione regulacje rodzime i regulacje narzucone z zewnątrz, w interesie zagranicznych podmiotów, mogą utrwalić półperyferyjne położenie Polski na świecie.
W USA czy Anglii zatrudnienie dodatkowych 50 tys. urzędników nie zmieni struktury pola władzy. W Polsce taki przyrost urzędników może mieć wpływ na charakter elity. Nie jest to obawa nowa, głosił ją w 1888 roku Stanisław Szczepanowski, polski ekonomista, przedsiębiorca i poseł do parlamentu austriackiego.
Zgłaszając obawę, ze przedwczesny przyrost liczby urzędników pozbawi Polskę dynamizmu rozwojowego, słyszmy w odpowiedzi, że przecież większość państw Europy Zachodniej ma więcej urzędników w proporcji do ludności niż Polska. Owszem, ale porównanie to abstrahuje
od stopnia zamożności. Bogaci są w stanie kupić więcej różnorodnych usług, w tym świadczonych przez sektor publiczny. Póki co my Polacy jesteśmy społeczeństwem na dorobku i jeśli już teraz zaczniemy tak konsumować jak społeczeństwa bogatsze, to pozostaniemy na dorobku.
Polska jest średniej wielkości otwartą gospodarką, tworzoną przez relatywnie ubogie społeczeństwo. Dla dużych zagranicznych korporacji wpływanie na polskie urządzenia społeczno-gospodarcze – bezpośrednio w Polsce lub poprzez wpływ na prawo UE – w kierunku zagwarantowania im przewagi, nie jest specjalnie trudne. Polscy przedsiębiorcy są relatywnie ubodzy w środki na lobbying i doświadczenie w skutecznym wpływaniu na władze.
Problemy polskich firm zwykle rozpatrywane są oddzielnie
Systemowe źródła
Pierwszą odpowiedzią, na pytanie o źródło problemu polskiego przedsiębiorcy jest zazwyczaj jedna z poniższych standardowych odpowiedzi:
- zawinił urzędnik,
- nie pomyślał polityk,
- konkurent coś sobie wylobbował.
Owszem, takie mogły być bezpośrednie mechanizmy prowadzące do poszczególnych szkodliwych decyzji, ale postawienie wywodu na tym poziomie szczegółowości nie daje odpowiedzi na to, dlaczego nasi urzędnicy tak często błądzą, dlaczego nasi politycy tak rzadko myślą oraz dlaczego ustosunkowanym i wpływowym tak łatwo lobbować na szkodę reszty przedsiębiorców.
Tłumaczenia koncentrujące się na źródłach krzywdy polskich firm w poszczególnych sprawach lub gatunkach problemów, np. uznaniowość egzekucji rozwiązań podatkowych czy nieprzewidywalne i przewlekłe sądzenie, nie dają odpowiedzi na pytanie: czemu polski przedsiębiorca ma trudno. Bez odpowiedzi pozostawiaje pytanie: dlaczego sprawy, gdzie indziej łatwe i załatwiane od ręki, u nas urastają do rangi trudnych problemów?
Powszechności i różnorodności problemów, z którymi borykają się polscy przedsiębiorcy każe szukać systemowych źródeł ich położenia. Problem polskich przedsiębiorców to nie jest bowiem bolączka jednej branży, nie wynika z jednego działu prawa, niedomagań lub nadużyć jednej władzy lub jednego urzędu.
Aby nie było wątpliwości, nie neguję konieczności pieczołowitego, mozolnego analizowania pojedynczych problemów i ich źródeł. Osobiście poświęciłem im wiele czasu. Przykładowo:
- w latach 1997-1999 byłem członkiem komisji ds. odbiurokratyzowania gospodarki (komisja Balcerowicza),
- trzy lata społecznie pracowałem dla Jana Marii Rokity nad deregulacją gospodarki,
- brałem udział w posiedzeniach tzw. komisji Palikota,
- współpracowałem w poprzedniej kadencji z sejmowym zespołem ds. Wolnego Rynku.
Twierdzę jedynie, ze powszechność i różnorodność problemów przedsiębiorców i fakt, że dotyczą one każdej sfery działania, oznacza, że jest w naszych urządzeniach społeczno-gospodarczych i w naszych stosunkach społecznych jakaś głębsza i wspólna przyczyna problemów.
Poniżej ilustruję tezę o wielości i różnorodności barier, z którymi borykają się polscy przedsiębiorcy i upatrywaniu źródeł tych barier w zindywidualizowanych przyczynach. Następnie przedstawię, pod Twoją rozwagę Czytelniku opis źródeł pierwotnego źródła problemu.
Kodeks pracy
Kodeks pracy pochodzi z roku 1974. Na ówczesne czasy było to rozwiązanie cywilizujące stosunki pracy, dające pracownikom – w obliczu monopolu państwowego pracodawcy – pewne pisane prawa, których można było usiłować dochodzić. Jednak ów kodeks pracy pisany był dla dużych i zbiurokratyzowanych przedsiębiorstw państwowych. Dziś, po 104 nowelizacjach, sam kodeks, bez rozporządzeń, liczy 156 stron.
Liczne analizy ułomności szeroko rozumianego prawa pracy koncentrują się zwykle na poszczególnych zapisach kodeksu pracy i ustaw z nim powiązanych.
Medialne doniesienia i interwencje organizacji pracodawców koncentrują się na pojedynczych decyzjach w sądach pracy czy praktyce stosowania poszczególnych zapisów prawa pracy. Dociekanie konkretnej i jednostkowej przyczyny jest zrozumiałe i naturalne, ale te dociekania odbywają się od blisko trzech dekad i nadal trwają. A u mikro, małych, a czasem i średnich przedsiębiorców prawo pracy cały czas albo słabo się przyjęło, tzn. jest obchodzone przy pomocy różnych rozwiązań prawnych pozwalających uniknąć jego najbardziej uciążliwych i dolegliwych elementów, albo w ogóle jest ignorowane. Prawie trzy dekady naprzemiennego liberalizowania i uszczelniania prawa pracy dostarczyły wielu zajęć urzędnikom, naukowcom, politykom, ale wśród mniejszych pracodawców prawo pracy jak było, tak jest szanowane, poprzez jego twórcze interpretowanie i obchodzenie.
Wolny przepływ towarów, kapitału, ludzi...
Równe zasady konkurencji w UE będą wtedy, gdy równocześnie będą miały miejsce dwa zjawiska:
- w obliczu napływu do Polski produktów z nowoczesnych wydajnych fabryk na zachodzie UE, zamykane będą niewydajne polskie fabryki,
- polscy usługodawcy, np. budowlańcy i przewoźnicy samochodowi, będą mogli bez przeszkód świadczyć swoje usługi w całej UE.
Dopóki tak nie jest, a nie jest, dopóty zasady, według których funkcjonuje UE będą dawały zachodnim przedsiębiorcom strukturalną przewagę.
W teorii Unia zapewnia wolny przepływ towarów, pracowników, usług i kapitału. W praktyce największa swoboda istnieje tam, gdzie zachodni członkowie UE mają strukturalną przewagę nad Polską, tj. w przepływie towarów i kapitału. Z kolei najmniejsza swoboda istnieje, tam gdzie Polska ma przewagę nad zachodnimi członkami, tj. w świadczeniu usług. Państwa zachodnie zakumulowały dużo więcej kapitału niż Polska. Nawet w biednej i pogrążonej w kryzysie Grecji kapitał na głowę obywatela jest cztery razy większy niż w Polsce, a w Niemczech 15 razy.
Zachodni przedsiębiorcy posiadający więcej patentów i fabryk lepiej uzbrojonych w środki produkcji. Mają też przewagi w produkcji większości dóbr, które to dobra docierają na nasz rynek. Zachodnie banki i finansiści mają wolny dostęp do naszego rynku, na którym mogą kupować i sprzedawać aktywa oraz wspierać przedsiębiorców ze swoich państw – my mamy podobne formalne prawo, ale z braku kapitału jest ono czysto hipotetyczne.
Niestety nasze próby ponadgranicznego świadczenia usług są nazywane „dumpingiem socjalnym”. Przy czym pojęcie „dumpingu socjalnego” jest cały czas niezdefiniowane, “bo pełni tylko rolę hasła politycznego. I tak pozostanie, ponieważ jeśli Polak gotów jest z własnej nieprzymuszonej woli świadczyć za granicą usługi po stawkach niższych niż lokalni konkurenci, a lokalni konsumenci gotowi są te usługi nabywać, to jest przykład sprawnego i pożytecznego działania wspólnego europejskiego rynku.
Działania polityczne utrudniające polskim usługodawcom świadczenie usług na terenie UE doprowadzą do tworzenia prawnych łamańców, które pomimo zasady wolnego przepływu usług będą pozwalać na wykluczanie Polaków z rynku usług innych państw UE. Bogatsze państwa UE od pewnego czasu intensyfikują działania mające na celu jeszcze bardziej, niż w tej chwili, ograniczyć zdolność polskich przedsiębiorców do świadczenia usług na terenie UE. Jean Claude-Juncker, gdy kandydował i piastował stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej nawoływał do ograniczenia tzw. „dumpingu socjalnego”.
W lipcu 2015 rządy kilku bogatszych państw UE wysłały identyczny list do Komisji Europejskiej nawołujący do powstrzymania nadużywania wolnego przepływu usług i tzw. dumpingu socjalnego (poniżej wersje luksemburska).
Nacisk rządów państw zachodnich okazał się skuteczny. Komisja Europejska proceduje ograniczenie zdolności polskich przedsiębiorców do świadczenia usług. Parlament europejski we wrześniu br. przyjął rezolucję na temat przeciwdziałania tzw. dumpingowi socjalnemu. Rządy krajowe państw Unii usiłują wprowadzić kolejne ograniczenia dla polskich usługodawców poprzez regulacje krajowe. Można każdą z tych prób analizować oddzielnie.
Należy jednak szukać odpowiedzi wspólnej dla tych wszystkich przypadków. Owszem, wstępując do UE negocjowaliśmy ze słabej pozycji, bo to my chcieliśmy się do niej dostać, a nie odwrotnie. Ale jesteśmy teraz pełnoprawnym członkiem UE i możemy skuteczniej dbać o nasze interesy. Na razie robimy to słabo, koncentrujemy się głównie na zwiększaniu transferów z UE do publicznej kasy w Polsce. Tymczasem polskim interesem narodowym w UE jest przede wszystkim zapewnienie takich reguł gry, które ułatwią polskim pracodawcom tworzenie miejsc pracy dla Polaków i rozwijanie polskich firm. Reguły, które działają co dzień przez lata i są powszechnie obowiązujące, w długim okresie, są istotniejsze dla naszego dobrobytu niż to, ile urwaliśmy z budżetu europejskiego dla Polski w danym roku. Te drobne regulacje, z których każda zwiększy zatrudnienie w Polsce o kilkaset czy nawet kilka tysięcy osób w swej masie rozstrzygają o rozwoju.
Niestety jest wielce prawdopodobnym, że nasi przedstawiciele wielkomiejskiej inteligencji mają inne oczekiwania w relacji do UE, niż np. przedsiębiorca posiadający kilka ciężarówek. Dla tych pierwszych ważniejsze jest uznanie z Brukseli i niekonfrontacyjne relacje z Unią czy finansowanie z UE dla dużych prestiżowych projektów, którymi przedstawiciele inteligencji prawujący funkcje polityczne mogą legitymizować swoje działania na wewnętrznej arenie politycznej, niż twarde i uczciwe negocjacje o interes polskie firmy. Podobnie obcy wielkomiejskim inteligentom jest byt mikro przedsiębiorców ze wschodniej Polski. Wschodnia granica Polski jest najdłuższą lądową granicą Unii. A polityka UE w zakresie przepływu ludzi i towarów przez tę granicę ogranicza legalne możliwości zarobkowania na ogromnej połaci Polski, odcinając ją od sąsiednich skupisk dostawców i klientów. Przedstawiciele wielkomiejskiej elit wolą pisać kolejne teksty o niskim kapitale kulturowym i społecznym mieszkańców wschodniej Polski, niż zauważyć, że granica celna na Wschodzie odcina mieszkańców wschodniej Polski od możliwości budowania kapitału
ekonomicznego tam gdzie mieszkają.
Zasady współżycia społecznego i inne socjalistyczne przeżytki
Jak wskazuje Rafał Mańko, w dzisiejszym prawie polskim znajdują się liczne pozostałości z epoki socjalizmu realnego.
Prawo uchwalone w danym porządku ideologiczno-politycznym ma realizować cele hegemonicznej formacji politycznej danego porządku. Jednym z celów zasad współżycia społecznego było uprzywilejowanie własności państwowej w stosunku do prywatnej.
Po upadku realnego socjalizmu dodano do naszego porządku prawnego klauzule generalne dobrych obyczajów, słuszności i rozsądku stosowane w państwach zachodnich. Jednak w odróżnieniu od zachodnich porządków prawnych, gdzie klauzulom generalnym przypisuje się szczegółowe normy wyinterpretowane z ogólnego brzmienia klauzul, to u nas sędzia orzekający każdorazowo interpretuje klauzule w odniesieniu do konkretnej sprawy.
Ta ekwilibrystyka jest konieczna, ponieważ stare i nowe klauzule generalne traktuje się jako bliskoznaczne i stosuje naprzemiennie w stanowionym prawie. Niestety tak nie jest. Klauzule generalne z różnych porządków prawnych niosą różne znaczenie, klauzule typu „zasady współżycia społecznego są bardziej komunitarne, a klauzule typu „dobra wiara” bardziej indywidualistyczne, ich celem jest ustanowienie różnych wizji porządku społeczno-gospodarczego.
To, co dla sędziów, adwokatów, radców i naukowców stanowi pole uczonych dociekań filozoficzno-prawnych, dla firm oznacza zwiększone ryzyko działania w Polsce. Jedni piszą prawo zamieszczając w nim terminy o sprzecznym znaczeniu w roli synonimów lub też dokonują interpretacyjnych łamańców, by orzekać, czy też krytykują takie pomieszanie pojęć. A drudzy muszą usiłować prowadzić działalność gospodarczą w obliczu tych pierwszych.
Przedsiębiorca przed sądem
Przedsiębiorca przed sądami to temat odrębny. Zwykle jest utrzymany w narracji indywidualnej sprawy i dotyczy skandalicznych wyroków. Latem 2016 r., w mediach głośna była sprawa Marka Kubali, przedsiębiorcy bezprawnie aresztowanego 16 lat temu, który przez aresztowanie stracił biznes i popadł w wielomilionowe długi.
Polski dyskurs o przedsiębiorcach przed sądem utrzymany jest na poziomie indywidualnych spraw. Próby syntetycznej analizy zwykle kończą się na wielokrotnym przywoływaniu przewlekłości spraw lub przypadków niesłusznych, czy wręcz bezprawnych aresztowań i skazań.
Od blisko trzech dekad wiemy o przewlekłości w polskich sądach. Od dekady publicznie dyskutowane są wyniki Doing Business, które dokumentują przewlekłości polskich sądów w perspektywie międzynarodowej. Kolejni przedsiębiorcy, jak Marek Kubala, dokumentują swoje
potyczki z prokuratorami i sędziami.
Można mnożyć kolejne przykłady jednostkowych niedociągnięć i błędów w indywidualnych sprawach. Można sumować jednostkowe błędy do pojęcia przewlekłości postępowań sądowych oraz niesłusznych wyroków.
Ale nie otrzymujemy w ten sposób wskazania wspólnej przyczyny powtarzających się problemów. Można oczywiście uparcie twierdzić, że jest to za każdym razem indywidualny błąd ludzki, ale wtedy należy spytać co powoduje, że naszym sędziom tak często zdarza się błądzić.
Przyczyną może być wyjęcie korporacji sędziowskiej spod mechanizmu kontroli władzy. Sędziowie są jedną z trzech władz i – jak każda demokratyczna władza – muszą być rozliczani przez obywateli. Epoka PRL skończyła się prawie trzy dekady temu, ale niestety ustrój, jeśli chodzi o władzę sędziowską, pozostał PRL-owski. Sędziowie sami siebie nominują. Sami siebie awansują. Sami siebie rozliczają.
Za PRL tworzenie sfer autonomii, w oparciu o inteligencki kod przyzwoitości, mogło być pożyteczne dla ogółu, bo ograniczało tyranię PZPR. Ale dziś jest szkodliwe. Władza nierozliczana przez obywateli to klasyczna definicja tyrani.
Nie chodzi oczywiście o wpływ obywateli na orzekanie w sprawach, a o generalną ocenę i mechanizm wskazywania przez obywateli pożądanych zachowań i dyscyplinowania w najbardziej skandalicznych przypadkach. W różnych ustrojach społecznych kontrola polityczna nad sędziami przybierała różne formy. Jej podstawą jest trójpodział władzy. W razie konfliktu żadna władza nie jest w stanie podjąć działań bez współpracy z innymi. Władza sądowa pozbawiona jest sakiewki i miecza. Nie ma ani własnych źródeł finansowania, ani własnej siły zbrojnej. By działać potrzebuje współdziałania z innymi lub/i pozyskania poparcia obywateli. Ten mechanizm daje obywatelom szansę kontroli. Polski model (sędziów rozliczających samych siebie) ogranicza naszą możliwość rozliczania władzy sędziowskiej.
A mechanizmy kontroli władzy za granicą? W Anglii po Act of Setllment z 1701 r. stosowano procedurę impeachmentu, sędziowie byli mianowani dożywotnio, ale wspólne głosowanie izby gmin i lordów powodowało usunięcie sędziego. W XIX w. w USA wymiar sprawiedliwości był tak skorumpowany, że nie jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić. Sądownictwo udało się uzdrowić wprowadzając bezpośrednie wybory sędziów. Jakie rozwiązanie byłoby najlepsze u nas?
¬ródło problemu
W naszym regionie burżuazja, odkąd tylko można o niej mówić, była zdominowaną siłą społeczną. Władza polityczna oraz szeroko rozumiani ludzie świata kultury formowali władze, podejmowali najważniejsze decyzje, słowem decydowali o kształcie naszych norm i ustroju.
W Polsce, z uwagi na peryferyjność naszej gospodarki, liczne wojny i katastrofy gospodarcze jedynym trwałym sposobem dziedziczenia statusu społecznego jest kumulowanie i przekazywanie następnym pokoleniom kapitału kulturowego, wiedzy, norm zachowania i bycia rozpoznawanym w środowisku kulturalnych, wykształconych, wychowanych. Wysoka pozycja ekonomiczna i polityczna jednostki w Polsce może pozwolić jej na chwilowe gromadzenie zasobów budujących pozycję społeczną. Ale z uwagi na regularnie powracające kryzysy, podczas których kapitały gospodarcze są grabione i niszczone, a kapitał polityczny ulega przekreśleniu, tylko inteligencja czerpiąca siłę z kapitału kultury jest w stanie umacniać, a w kolejnych pokoleniach odtwarzać swą pozycję.
Powyższą hipotezę o zhegemonizowaniu polskich przedsiębiorców i źródłach tej hegemonii proponuję rozpatrzyć w świetle prac i koncepcji:
- Pierrea Bourdieu – lewicowego francuskiego filozofa, twórcy koncepcji pola władzy na którym, w dążeniu do dominacji ścierają się osoby dysponujące różnymi kapitałami, tj. ekonomicznym, społecznym i kulturowym. W zależności od tego, z przedstawicieli, którego kapitału składa się dominująca frakcja rządzącej elity, porządek społeczny jest kształtowany w oparciu o ten lub inny kapitał i jego reguły gry.
- Józefa Chałasińskiego – lewicującego polskiego socjologa, który wprowadził do socjologii badania terenowe i rozwijał korzystanie ze źródeł autobiograficznych. W 1947 domagał się zredukowania do minimum roli państwa w dziedzinie nauki, kultury i sztuki. Twierdził, że nowy model uniwersytetu może i powinien powstać na drodze rywalizacji między uczelniami, a nie na drodze ustawodawczo-biurokratycznej. Zajmował się zagadnieniami otworzenia polskiej struktury społecznej, w tym roli inteligencji w Polsce, m.in. w „Społecznej genealogii inteligencji polskiej z roku 1946 i w „Inteligencji i narodzie” w 1949 wycofanej z drukarni.
- Tomasza Zaryckiego – autora koncepcji hegemonii inteligenckiej we współczesnej Polsce, socjologa i geografa społecznego, który stosuje teorie post-kolonialne do badań społeczeństw Europy ¦rodkowo-Wschodniej. W opisie Polski rozwija koncepcję kapitału kulturowego Bourdieu.
Pierre Bourdieu – pole władzy
Bourdieu wyróżnia trzy typy kapitałów: ekonomiczny, społeczny, kulturowy. Dają one uczestnikom elit podstawy do walki o przewagę na polu władzy. W zależności od tego, gdzie dominująca frakcja elit czerpie siłę, porządek społeczny organizowany jest w sposób sprzyjający danej formacji kapitałowej.
Kapitał ekonomiczny to własność aktywów dających wysoki dochód, a kapitał społeczny to takie atrybuty jednostki jak: kogo ona zna, jak mocne są to więzy, jakie zasoby dostępne są w tej sieci. Jednym z ucieleśnień kapitału społecznego jest władza polityczna, a kapitał kulturowy składa się z ugruntowanych przymiotów ciała i umysłu, dyplomów poważanych uczelni, posiadanych dzieł sztuki, itp.
Nasza rodzima inteligencja jest grupą czerpiącą siłę z kapitału kulturowego i choć w różnych okolicznościach może dokonać konwersji tego kapitału w celu zaistnienia na polu ekonomicznym (np. jako zarządzający w polskim oddziale międzynarodowej korporacji lub jej przedstawiciel na Polskę) lub politycznym (np. jako poseł, minister), to jej podstawowym kapitałem, który daje jej przewagę w grze o hegemonią na polu władzy jest kapitał kulturowy.
Inteligencja: hegemoniczna, biurokratyczna, w opozycji do rodzimego kapitału
Józef Chałasiński definiuje inteligencję, za profesorem £empickim, szerzej niż „klasa twórców czy producentów kultury”. Tomasz Zarycki podobnie, szeroko upatruje statusu inteligenta w byciu rozpoznawanym“ jako inteligent przez innych inteligentów. Zarycki nawiązuje ponadto do koncepcji trzech kapitałów Bourdieu i rozwija ją w stosunku do Polski, twierdząc, że przez nowożytną państwowość polska inteligencja była frakcją hegemoniczną na polu władzy.
Brak silnej rodzimej burżuazji i oparcie inteligencji o kapitał zagraniczny uprzywilejowuje inteligencję w rozgrywce o władzę. Jednak nie sam brak silnej rodzimej burżuazji przesądził o hegemonii inteligencji, a fakt, że wojny i kryzysy gospodarcze dotykające Polskę uniemożliwiały wielopokoleniową transmisję kapitału gospodarczego i politycznego. Jedyny kapitał, który w Polsce można było przekazywać z pokolenia na pokolenie to kapitał kulturowy.
Postania, wojny i realny socjalizm pozbawiły polskie elity ekonomiczne ich kapitału, ale umacniały za to kapitał symboliczny elit inteligenckich.
Sojusz inteligencji z zewnętrznym kapitałem, wobec słabości państwa, okazał się optymalną strategią utrzymania wpływów i dominacji za pomocą najważniejszego dla inteligencji kapitału – kapitału kulturowego. Chałasiński uważa, że inteligencja modelowała swoją rolę „rezydenta obcego kapitału” na roli rezydenta dworu wielkopańskiego.
Współcześnie Zarycki podobnie widzi rolę inteligencji, jako reprezentanta zagranicznego kapitału, która używa swojej dominacji symbolicznej do pogłębienia zhegemonizowania polskich przedsiębiorców. Uważa też, że wypracowanie roli reprezentanta zagranicznego kapitału w Polsce wzmacnia inteligencję, wobec rodzimych firm, w grze o dominację na naszym polskim polu władzy.
Współczesne partie politycznego centrum mimo pro-przedsiębiorczej retoryki nie reprezentują polskich firm, bo nie spełniają ich postulatów, ale głoszą wyabstrahowaną pochwałę wolnej konkurencji, która w rzeczywistości nie jest równą konkurencją z kapitałem zagranicznym.
Skłonności biurokratyczne polskiej inteligencji Chałasiński upatruje w kompensacji utraconej pozycji społecznej wyrzuconych z siodła szlachciców, z których w większości rekrutowała się inteligencja i którzy nadali jej cechy konstytutywne. Chałasińki nie jest tu prekursorem, przed nim skłonność zdeklasowanej szlachty do szukania przystani w biurokracji widział Szczepanowski.
Rekomendacje
Do tej pory źródła problemów polskich przedsiębiorców rozpatrywane są w oderwaniu od społeczeństwa, w którym żyją. ¬ródeł upatruje się zwykle w jednostkowych okolicznościach partykularnego kłopotu. Owszem, w każdej kłopotliwej dla polskich przedsiębiorców sytuacji da się zidentyfikować przepis lub człowieka, który ten przepis stosuje jako bezpośrednie źródło problemu.
Czasem poszukując syntetycznej odpowiedzi, jednostkowe przypadki sumuje się pod zbiorczymi hasłami, jak: przewlekłość postępowań sądowych, nadmierny formalizm sędziów, nieprzewidywalność i niestabilność prawa podatkowego, uznaniowość urzędników. Jednak takie tłumaczenia pozostawiają bez objaśnienia powtarzający się charakter kłopotów. Dlaczego działania, gdzie indziej łatwe dla przedsiębiorcy czy obywatela są źródłem powtarzających się problemów? Dlaczego bycie przedsiębiorcą i obywatelem jest w Polsce tak trudne?
Szukając źródeł problemów należy krytycznie ocenić rekrutację do dominującej frakcji pola władzy. Trzeba poprawiać procedury sądowe i prawo podatkowe, ale bez rozpoznania przyczyny będą to działania skazane na porażkę. Będą jak odcinanie głowy hydry, tylko po to, aby ujrzeć kolejne pojawiające się na jej miejsce. Naprawimy jeden przepis podatkowy, a w jego miejsce pojawi się kilka kolejnych popsutych. Każdy pozytywny program uwalniania energii obywateli i firm potrzebuje uwzględnić relacje na polu władzy. W innym razie będzie nieskuteczny.