Do pierwszej podwyżki stóp procentowych w Polsce może dojść dopiero w IV kwartale 2014 roku. Jednak to nie ta kwestia będzie w najbliższych miesiącach kluczowa dla złotego.
Dla inwestorów poszukujących wyższych stóp zwrotu, złoty będzie atrakcyjny, ponieważ jest zwyczajnie „bezpieczniejszy” na tle innych rynków wschodzących. Nasza waluta nie osłabiła się w sierpniu aż tak wyraźnie, jak chociażby brazylijski real, czy indyjska rupia. Tamtejsze władze zostały zmuszone do podjęcia nadzwyczajnych działań w celu powstrzymania deprecjacji lokalnych walut.
Zagraniczny kapitał odpływał z „emerging markets” w obawie o zacieśnienie polityki przez amerykański FED – wrześniowe posiedzenie miało być pierwszym, na którym zapadła decyzja na temat ograniczenia skali programu skupu aktywów, czyli niestandardowego programu QE3.
Tymczasem Rezerwa Federalna – ku zaskoczeniu rynków – nie dokonała żadnego ruchu, a niemal pewna nominacja „gołębiej” Janet Yellen, w miejsce odchodzącego za kilka miesięcy Bena Bernanke, sprawia, że FED może bardziej zwlekać z rezygnacją z luźnej polityki. To – w połączeniu z równie „gołębim” nastawieniem przedstawicieli Europejskiego Banku Centralnego – daje dobre podłoże do potencjalnych spekulacji wokół złotego na jesieni.
Dane, jakie napływają z polskiej gospodarki, sugerują, że powracamy na ścieżkę wzrostu gospodarczego, a dołek recesji jest już za nami.
Paradoksalnie, zamieszanie wokół OFE może sprawić, że rząd w „księgowy” sposób, ale jednak, wyraźnie poprawi wskaźniki zadłużenia już w 2014 roku. To wszystko każe zastanowić się, czy w końcu roku euro nie będzie kosztować 4,05-4,10 zł, a dolar przebije w dół barierę 3 zł.
Marek Rogalski
Autor jest głównym analitykiem walutowym Domu Maklerskiego Banku Ochrony ¦rodowiska S.A.
Dla inwestorów poszukujących wyższych stóp zwrotu, złoty będzie atrakcyjny, ponieważ jest zwyczajnie „bezpieczniejszy” na tle innych rynków wschodzących. Nasza waluta nie osłabiła się w sierpniu aż tak wyraźnie, jak chociażby brazylijski real, czy indyjska rupia. Tamtejsze władze zostały zmuszone do podjęcia nadzwyczajnych działań w celu powstrzymania deprecjacji lokalnych walut.
Zagraniczny kapitał odpływał z „emerging markets” w obawie o zacieśnienie polityki przez amerykański FED – wrześniowe posiedzenie miało być pierwszym, na którym zapadła decyzja na temat ograniczenia skali programu skupu aktywów, czyli niestandardowego programu QE3.
Tymczasem Rezerwa Federalna – ku zaskoczeniu rynków – nie dokonała żadnego ruchu, a niemal pewna nominacja „gołębiej” Janet Yellen, w miejsce odchodzącego za kilka miesięcy Bena Bernanke, sprawia, że FED może bardziej zwlekać z rezygnacją z luźnej polityki. To – w połączeniu z równie „gołębim” nastawieniem przedstawicieli Europejskiego Banku Centralnego – daje dobre podłoże do potencjalnych spekulacji wokół złotego na jesieni.
Dane, jakie napływają z polskiej gospodarki, sugerują, że powracamy na ścieżkę wzrostu gospodarczego, a dołek recesji jest już za nami.
Paradoksalnie, zamieszanie wokół OFE może sprawić, że rząd w „księgowy” sposób, ale jednak, wyraźnie poprawi wskaźniki zadłużenia już w 2014 roku. To wszystko każe zastanowić się, czy w końcu roku euro nie będzie kosztować 4,05-4,10 zł, a dolar przebije w dół barierę 3 zł.
Marek Rogalski
Autor jest głównym analitykiem walutowym Domu Maklerskiego Banku Ochrony ¦rodowiska S.A.