Dołek już za nami! – obwieściła głośno prasa. Wrodzona ostrożność nakazuje mi jednak zachować dystans do takich rewelacji, chociażby dlatego, że nawet najbardziej optymistycznych danych nie należy analizować wybiórczo.
@@
Niemniej rzeczywiście, napływające informacje mogą nastrajać optymizmem. Jak wynika z danych GUS, w drugim kwartale 2013 r. dynamika PKB Polski wyniosła 0,8 proc. w ujęciu rocznym. W ujęciu kwartalnym wzrost sięgnął 0,4 proc. To najwyższy wzrost od 2011 r. Ruszyła w górę także inflacja – do poziomu 1,1 proc., co akurat w obecnym czasie jest nam na rękę.
Jeśli tak dalej pójdzie zamkniemy bieżący rok wzrostem powyżej 1 proc., co – jak przyznają ekonomiści – w dzisiejszych czasach nie jest złym wynikiem. Publikacja danych GUS-u zbiegła się z podaniem najnowszych danych z gospodarki UE. Według Eurostatu w II kwartale PKB Unii Europejskiej wzrosło o 0,3 proc. Dokładnie taki sam wynik uzyskała też strefa euro, przy czym w Niemczech, u naszego największego partnera handlowego, było to 0,7 proc.
Dobre wieści płyną też od naszych handlowców, którzy zauważyli, że Polacy przestali liczyć każdą złotówkę, co przekłada się na większą sprzedaż detaliczną. Konsumenci mniej boją się bowiem o swoją pracę i zarabiają nieco więcej. W ciągu roku średnie wynagrodzenie w Polsce wzrosło o 3,3 proc., a w ciągu kwartału o 3,4 proc. Rośnie nam także eksport, w czym pomaga słaby złoty. Wzrasta wyraźnie produkcja w przemyśle, co widać na przykładzie danych za czerwiec, kiedy wzrost wyniósł aż 4 proc. Według analityków możemy spodziewać się stopniowej poprawy produkcji, choć na wyraźne odbicie musimy jeszcze zaczekać przynajmniej parę miesięcy.
Wzrostowi sprzyjać też będą działania podjęte przez Ministra Finansów, w tym przede wszystkim modyfikacja progów ostrożnościowych i nowelizacja budżetu. Szybka reakcja rządu na problem ze zbyt niskimi dochodami była właściwa. Dziwi larum, jakie podniosła opozycja, zwłaszcza PiS. Warto przypomnieć, że w 2008 r. to ta partia proponowała walczyć ze spowolnieniem gospodarczym zalewając rynek pożyczonymi pieniędzmi i przy okazji lawinowo zwiększając nasze zadłużenie. W tym kontekście warto zauważyć, że premier zapowiadając nowelizację budżetu ogłosił również program cięć, które pozwolą zaoszczędzić 8,5 mld zł.
Chociaż końca kryzysu jeszcze nie widać, to ekonomia uczy, że zarówno jego początku, jak i końca zwykle nie sposób przewidzieć. Może zatem drobne sygnały świadczące o tym, że jest lepiej zwiastują coś więcej niż chwilowe ożywienie. Choć my Polacy lubimy narzekać, to mam wrażenie, że ostatnio nastroje nieco się poprawiły. Rzecz jasna nie na tyle, aby docenić choćby fakt zakupu supernowoczesnego pociągu, o którym pisałem na początku. Jeszcze nie wjechał do Polski, a już słyszymy głosy, że żaden to przełom, że mógłby po polskich torach jeździć szybciej, że koszty eksploatacji za wysokie, że to, tamto. Cieszy mnie jednak, że prócz narzekania są też głosy zwykłych pasażerów, cieszących się, że coś na kolei zmieniło się na lepsze.
Najbliższe miesiące pokażą, czy światełko w tunelu to już jego koniec, czy tylko nieśmiałe refleksy naszego optymizmu. Jedno zresztą i drugie jest w obecnych czasach bezcenne.
Harold Wilson, były brytyjski premier, mawiał, że jest optymistą, ale takim, który wychodząc z domu zawsze bierze ze sobą płaszcz przeciwdeszczowy. Przedsiębiorcy, ekonomiści, konsumenci – wszyscy zdają się dziś optymistycznie nastawiać na ożywienie gospodarcze. Ja też, choć uważam, iż obowiązkiem rządu jest wciąż trzymać w pogotowiu płaszcz przeciwdeszczowy.
@@
Niemniej rzeczywiście, napływające informacje mogą nastrajać optymizmem. Jak wynika z danych GUS, w drugim kwartale 2013 r. dynamika PKB Polski wyniosła 0,8 proc. w ujęciu rocznym. W ujęciu kwartalnym wzrost sięgnął 0,4 proc. To najwyższy wzrost od 2011 r. Ruszyła w górę także inflacja – do poziomu 1,1 proc., co akurat w obecnym czasie jest nam na rękę.
Jeśli tak dalej pójdzie zamkniemy bieżący rok wzrostem powyżej 1 proc., co – jak przyznają ekonomiści – w dzisiejszych czasach nie jest złym wynikiem. Publikacja danych GUS-u zbiegła się z podaniem najnowszych danych z gospodarki UE. Według Eurostatu w II kwartale PKB Unii Europejskiej wzrosło o 0,3 proc. Dokładnie taki sam wynik uzyskała też strefa euro, przy czym w Niemczech, u naszego największego partnera handlowego, było to 0,7 proc.
Dobre wieści płyną też od naszych handlowców, którzy zauważyli, że Polacy przestali liczyć każdą złotówkę, co przekłada się na większą sprzedaż detaliczną. Konsumenci mniej boją się bowiem o swoją pracę i zarabiają nieco więcej. W ciągu roku średnie wynagrodzenie w Polsce wzrosło o 3,3 proc., a w ciągu kwartału o 3,4 proc. Rośnie nam także eksport, w czym pomaga słaby złoty. Wzrasta wyraźnie produkcja w przemyśle, co widać na przykładzie danych za czerwiec, kiedy wzrost wyniósł aż 4 proc. Według analityków możemy spodziewać się stopniowej poprawy produkcji, choć na wyraźne odbicie musimy jeszcze zaczekać przynajmniej parę miesięcy.
Wzrostowi sprzyjać też będą działania podjęte przez Ministra Finansów, w tym przede wszystkim modyfikacja progów ostrożnościowych i nowelizacja budżetu. Szybka reakcja rządu na problem ze zbyt niskimi dochodami była właściwa. Dziwi larum, jakie podniosła opozycja, zwłaszcza PiS. Warto przypomnieć, że w 2008 r. to ta partia proponowała walczyć ze spowolnieniem gospodarczym zalewając rynek pożyczonymi pieniędzmi i przy okazji lawinowo zwiększając nasze zadłużenie. W tym kontekście warto zauważyć, że premier zapowiadając nowelizację budżetu ogłosił również program cięć, które pozwolą zaoszczędzić 8,5 mld zł.
Chociaż końca kryzysu jeszcze nie widać, to ekonomia uczy, że zarówno jego początku, jak i końca zwykle nie sposób przewidzieć. Może zatem drobne sygnały świadczące o tym, że jest lepiej zwiastują coś więcej niż chwilowe ożywienie. Choć my Polacy lubimy narzekać, to mam wrażenie, że ostatnio nastroje nieco się poprawiły. Rzecz jasna nie na tyle, aby docenić choćby fakt zakupu supernowoczesnego pociągu, o którym pisałem na początku. Jeszcze nie wjechał do Polski, a już słyszymy głosy, że żaden to przełom, że mógłby po polskich torach jeździć szybciej, że koszty eksploatacji za wysokie, że to, tamto. Cieszy mnie jednak, że prócz narzekania są też głosy zwykłych pasażerów, cieszących się, że coś na kolei zmieniło się na lepsze.
Najbliższe miesiące pokażą, czy światełko w tunelu to już jego koniec, czy tylko nieśmiałe refleksy naszego optymizmu. Jedno zresztą i drugie jest w obecnych czasach bezcenne.
Harold Wilson, były brytyjski premier, mawiał, że jest optymistą, ale takim, który wychodząc z domu zawsze bierze ze sobą płaszcz przeciwdeszczowy. Przedsiębiorcy, ekonomiści, konsumenci – wszyscy zdają się dziś optymistycznie nastawiać na ożywienie gospodarcze. Ja też, choć uważam, iż obowiązkiem rządu jest wciąż trzymać w pogotowiu płaszcz przeciwdeszczowy.