Dzisiaj jest: 2.6.2025, imieniny: Erazma, Marianny, Marzeny

Dzień jak co dzień. Życie między spotkaniem a mailem

Dodano: 12.05.2025 Czytane: 50 Autor:

Nie każdy dzień w roli managera to opowieść o sukcesie, decyzjach strategicznych i mądrych wnioskach. Czasem to po prostu dzień. Zwykły. Męczący. Rozciągnięty między spotkaniem a mailem, między „zaraz oddzwonię” a „czy możesz to jeszcze raz poprawić?”.

Dzień jak co dzień. Życie między spotkaniem a mailem

Nie będzie dziś rad. Nie będzie podsumowań z trzema punktami.  Nie będzie gotowych rozwiązań, bo dziś nie chodzi o to, jak robić lepiej. Dziś chodzi o to, jak po prostu być – w zwyczajnym dniu, który zaczyna się od ambitnego planu, a kończy niedokończoną listą.

To nie jest tekst o sukcesach. To jest tekst o środku dnia, w którym już wiesz, że nie zdążysz, ale jeszcze próbujesz. O klikaniu „odpowiedz później”, bo nie masz już siły ani czasu. O tym, co się dzieje między jednym spotkaniem a drugim.  Bo czasem to wszystko, co możesz dać. I to też jest okej.
 

Początek dnia – kawa, skrzynka i kalendarz
 
Poranek. Jeszcze zanim kawa dobrze zaparzy się w filiżance, skrzynka mailowa już zdążyła napełnić się oczekiwaniami innych ludzi. Zaczynasz dzień z myślą, że najpierw plan – a potem wszystko inne. Ale plan zostaje zepchnięty przez rzeczy pilniejsze, krótsze, głośniejsze. Kalendarz nie pyta o Twoje priorytety. Kalendarz przypomina grę w Tetrisa: kolorowe bloki spotkań spadają na siebie bez litości, zostawiając mikroskopijne luki na oddech.

Masz wrażenie, że zanim kawa ostygnie, podejmiesz już trzy decyzje, z których przynajmniej jedna powinna była zająć pół dnia. Ale nie ma pół dnia. Są cztery minuty między jednym spotkaniem a drugim.

Znasz siebie na tyle dobrze, że nie liczysz już na „początek dnia w ciszy”. Zamiast tego masz początek dnia w biegu – z listą spraw, które same ustawiły się w kolejce, zanim jeszcze Ty zdążyłaś.
 

Dzień w biegu – między spotkaniem a reakcją
 
Spotkanie o dziewiątej przeciąga się o dwadzieścia minut, choć miało być krótkie i konkretne. Kończysz je ze świadomością, że jesteś już spóźniona na kolejne. W międzyczasie wpada wiadomość na Teamsie: „Masz chwilę?” – a Ty wiesz, że chwil już dawno nie ma. Między jedną wideorozmową a drugą próbujesz odpowiedzieć na pilnego maila, rozwiązać drobną awarię i wysłać „szybkie potwierdzenie”, które od wczoraj ciąży Ci na sumieniu. Próbujesz być obecna na spotkaniu i jednocześnie mentalnie przełączać się na kolejny temat, który już czeka w kolejce.

Lunch? W teorii masz go w kalendarzu. W praktyce – zjesz coś przy biurku, najpewniej wtedy, kiedy nikt nie widzi. A jeśli ktoś widzi, to i tak zaraz zapyta: „Słuchaj, tylko jedno pytanie…” Cisza pojawia się tylko w windzie. Te kilka pięter w górę lub w dół to może nie reset, ale przynajmniej chwilowe zawieszenie. Bez pytań, bez powiadomień, bez decyzji.

To nie chaos. To rutyna. Tyle że w przyspieszonym tempie. Praca przestaje być linią, a staje się zbiorem reakcji na to, co przyszło wcześniej, niż zdążyłaś się przygotować. Nie prowadzisz dnia – dzień prowadzi Ciebie.
 


 

Czasem nie wiesz, czy zarządzasz, czy jesteś zarządzana
 
Jesteś liderką. W teorii – tą, która trzyma kierunek, rozdziela odpowiedzialność, dba o ludzi, projekt i wyniki. W praktyce – czasem po prostu człowiekiem z dziesięcioma otwartymi kartami w przeglądarce, z czego osiem krzyczy „na już”. Masz pod sobą zespół, strukturę, cele. Ale bywa dzień, kiedy masz wrażenie, że to nie Ty zarządzasz czasem, tylko czas zarządza Tobą. Każda godzina zorganizowana do bólu. Kalendarz nie pyta, czy masz przestrzeń, by pomyśleć.

Musisz być silna. Spójna. Dostępna. Gotowa odpowiedzieć na pytanie, rozwiać wątpliwość, wypełnić lukę, zauważyć, zanim ktoś poprosi. A w środku? W środku masz czasem tylko jedno pragnienie: wylogować się na chwilę z tej roli. Nie znikać. Po prostu zdjąć z ramion cały ten system zależności.

To nie kryzys. To ludzki moment, w którym zawodowe „muszę” zderza się z osobistym „nie mam już dzisiaj z czego”. Tylko że liderzy rzadko mówią o takich momentach głośno. Bo przecież lider ma mieć odpowiedzi. Ma trzymać pion. Ma działać. A Ty po prostu chcesz przez chwilę nic nie ogarniać.
 

Zmęczenie, które nie krzyczy
 
Nie zawsze chodzi o wypalenie, dramatyczny zwrot akcji czy spektakularny kryzys. Czasem to po prostu zmęczenie. Takie, które nie krzyczy, nie domaga się uwagi, nie zatrzymuje świata. Ale jest. Cicho. Konsekwentnie. Utrzymujesz spokój, kiedy wszystko dookoła przyspiesza. Rozwiązujesz problemy, zanim ktoś zdąży je zauważyć. Uśmiechasz się, choć w środku masz ochotę zaszyć się w miejscu, gdzie nic nie dzwoni i nikt niczego nie potrzebuje.

Nikt nie widzi, ile kosztuje ten spokój. Ile energii zużywa się, żeby być opanowaną, zorganizowaną, racjonalną – zwłaszcza wtedy, gdy sama masz chaos w głowie. To nie jest załamanie. To nie jest bunt. To stan przewlekłego napięcia, który nie wybucha, tylko się gromadzi. Zmęczenie liderki to często coś, co zostaje niezauważone, bo przecież „dajesz radę”. Bo nie prosisz o pomoc. Bo jesteś tą, która ma wspierać innych. I tak, robisz to świetnie. Tylko czasem po prostu jesteś już zmęczona wspieraniem wszystkich, tylko nie siebie.

Nie musisz się za to tłumaczyć. Nie musisz niczego dowodzić. Masz prawo nie mieć siły. Masz prawo być zmęczona. I to wcale nie znaczy, że coś z Tobą nie tak. To znaczy, że jesteś człowiekiem.
 

Końcówka dnia – zamknięte drzwi i chwila ciszy
 
Dzień dobiega końca. Nie ma już miejsca na przemyślenia, na podsumowania, na te wszystkie pytania typu: „co mogłam zrobić inaczej”. Masz siłę tylko na jedno – zamknąć komputer. I to wystarcza. Nie potrzebujesz wieczornego olśnienia, które przyniesie Ci wizję jutrzejszego planu. Nie musisz kończyć dnia z poczuciem produktywności, efektywności ani inspiracji. Czasem jedyne, co jesteś w stanie z siebie wydobyć, to cisza.

Zamykasz drzwi. Nie symbolicznie. Po prostu – dosłownie. I przez chwilę nikt niczego nie chce. Nikt nie pyta. Nikt nie potrzebuje szybkiej decyzji. To nie jest moment spektakularnego ukojenia. To nie jest katharsis. To po prostu mikroskopijna przestrzeń, w której możesz nie być liderką, mentorką, wsparciem. Możesz po prostu być.

I to naprawdę się liczy. Bo nie wszystko trzeba naprawiać, przekształcać i optymalizować. Niektóre dni trzeba tylko przeżyć. A jeśli dotrwałaś do końca – zrobiłaś wystarczająco dużo.
Zakończenie dnia, które nie musi być perfekcyjne
Nie każdy dzień daje się podsumować. Nie każdy kończy się w punkt. I nie każdy musi. Czasem najcenniejsze, co możesz zrobić jako liderka, to pozwolić sobie po prostu być niedoskonałą. Nie mieć wszystkich odpowiedzi. Nie dowieźć wszystkiego. Nie odpowiadać natychmiast. Nie błyszczeć.

Ten artykuł nie kończy się receptą. Bo życie zawodowe nie toczy się według szablonu. Bywa chaotyczne, głośne, pełne napięć – i jednocześnie piękne w tych chwilach, kiedy uda Ci się być blisko siebie, choć przez moment. Bycie liderką to nie tylko wpływ i odpowiedzialność. To też codzienność, która miewa poszarpane brzegi. I właśnie w tej codzienności – między kalendarzem a zmęczeniem, między spotkaniem a ciszą – dzieje się najbardziej ludzka strona przywództwa.

Jeśli dziś nie byłaś efektywna, produktywna ani inspirująca – trudno. Byłaś obecna. Próbowałaś. Dałaś tyle, ile miałaś. Jutro znów wstaniesz. Może z większym spokojem. Może z tym samym chaosem.  Ale już z tą myślą, że nie musisz być idealna, by być wystarczająca. I to naprawdę zmienia wszystko.
 

Autorka: mentorka EIA EMCC wspierająca liderów biznesu i CFO, trenerka biznesu. Kreuje drogi rozwoju, łącząc strategiczne myślenie z solidnym planowaniem finansowym. Menedżerka z ponad 25-letnim doświadczeniem, skuteczna przedsiębiorczyni

Polecane
Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.