Opracowywaniem strategii rozwoju na najbliższe lata powinny się zająć środowiska, które będą jednocześnie jej głównymi realizatorami. Mam na myśli przede wszystkim małych i średnich przedsiębiorców. Drugą grupą są samorządowcy, czyli podmioty bezpośrednio odpowiedzialne za rozdysponowanie i wydawanie budżetu. Trzecią – środowiska naukowe, twórcze, czyli ci, którzy powinni mieć odwagę przedstawiać własne, często krytyczne poglądy i nie ulegać naciskom opiniotwórczym możnych tego świata.
Tymczasem Polski £ad został opracowany przez wąskie grono polityków i urzędników, a następnie przedstawiony jako „prezent-niespodzianka”. Celem planu jest przekonanie wybranych grup wyborców do sprawujących władzę oraz uciszenie i skłócenie potencjalnych krytyków.
Polski £ad – godzi czy skłóca?
Fundamentem zgody i pojednania Polaków powinno być stworzenie strategii, dzięki której wszystkie grupy społeczne mogłyby być pewne, że ich pracowitość, pomysłowość, inwencja zostaną należycie wynagrodzone, a wszelkie działania bezprawne bądź zawłaszczające efekty cudzej pracy ograniczone lub wyeliminowane.
Polski £ad zakłada, że wzrost dochodów większości społeczeństwa ma zostać sfinansowany przez jego mniejszość kosztem wyższego opodatkowania ich dochodów. Należy podkreślić, że ci, którzy poniosą zwiększone obciążenia podatkowe, to głównie samozatrudnieni oraz przedsiębiorcy mikro, mali i średni. Jest to ponaddwumilionowa grupa, która zatrudnia łącznie ponad siedem milionów pracowników.
Wielu spośród przedsiębiorców ucierpiało finansowo: zbiedniało, wyzbyło się oszczędności, a nawet się zadłużyło, by przetrwać kryzys wywołany przez pandemię. Teraz zostaną ukarani zwiększoną składką zdrowotną i innymi regulacjami podatkowo-administracyjnymi. Moim zdaniem takie działanie to świadome i celowe prowokowanie konfliktu społecznego. To jest (by odwołać się do marksistowskiej nowomowy) „zaostrzanie walki klasowej”. Konsekwencje tych działań są oczywiste. Tam, gdzie jest konflikt, nie może być mowy o wysokim i dynamicznym rozwoju gospodarczym, za to postępuje osłabianie państwa.
Polski £ad – wzrost poprzez konsumpcję czy inwestycje?
Od 2015 roku, czyli od momentu wygranych przez PiS wyborów, obowiązuje doktryna stymulowania dynamiki gospodarczej poprzez wzrost konsumpcji. Służą temu programy socjalne, takie jak Rodzina 500 plus, 13. emerytura, bon turystyczny oraz urzędowo podnoszona płaca minimalna. Nie kwestionuję sensu prowadzenia polityki socjalnej, lecz uważam, że należy ocenić jej skuteczność.
Program Rodzina 500 plus nie przyczynił się do wzrostu dzietności, więc jego podstawowy cel nie został zrealizowany. Co więcej, przyrost naturalny w 2021 roku może okazać się najniższy od dziesięcioleci. Polska wymiera. Mam ponurą satysfakcję, że ostrzegałem przed tym już wtedy, kiedy program Rodzina 500 plus został ogłoszony. Ponadto lata 2015–2020 są okresem najniższego, bo wynoszącego 3,1 procent rocznie, średniego tempa wzrostu gospodarczego w całym trzydziestoleciu. Dowodzi to tego, że działania rządu PiS i koncepcja przyspieszenia wzrostu poprzez konsumpcję zawiodły.
Za niezwykle istotny i wywołujący długofalowe negatywne konsekwencje uznaję fakt, że polityka socjalnego rozdawnictwa doprowadziła do stanu, w którym dochody statystycznej rodziny w ponad 30 procentach pochodzą ze świadczeń społecznych. Motywacja do efektywnej pracy osłabła, chęć bycia aktywnym ustąpiła miejsca postawie „należy mi się”. Obecnie dochody z pracy to niewiele więcej niż połowa średniego dochodu w rodzinach pracowniczych. Obiecywane rekompensaty z tytułu wzrostu cen surowców energetycznych i innych, nawet jeśli uzasadnione, to w czasie inflacji wyglądają raczej na dolewanie oliwy do ognia.
Poza tym szybko spadała liczba najbardziej potrzebnych inwestycji związanych z przedsiębiorstwami prywatnymi. Stanowią one obecnie około 12 procent PKB. Dla porównania wskaźnik ten w krajach o wysokiej dynamice gospodarczej przekracza 20 procent PKB. Jeśli nie będziemy tworzyć i modernizować przemysłu, prowadzić badań naukowych, nagradzać za wynalazczość i oryginalność, to przyszłość Polski maluje się w czarnych barwach. Dziś pola te oddajemy bez walki.
Powinniśmy jednocześnie zweryfikować i odeprzeć argumenty premiera Mateusza Morawieckiego i jego ugrupowania, że konsumpcja to skuteczne narzędzie „nakręcania koniunktury”. W myśl tej tezy grupy społeczne o niskich dochodach zwiększają popyt, kiedy nie oszczędzają, tym samym zapewniają one dodatkowe zamówienia dla handlu, przemysłu, usług. Dzięki wyższym dochodom najuboższych rosną obroty polskich przedsiębiorców, powstają nowe miejsca pracy. Ten uproszczony opis może przekonać tych, którzy procesy gospodarcze w Polsce postrzegają naiwnie i powierzchownie.
Wzrost dochodów wobec postępującej likwidacji rodzimego przemysłu i przejęcia handlu przez kapitał zagraniczny nakręca głównie import dóbr konsumpcyjnych. W związku z tym powiększają się dochody importerów i zagranicznych sieci handlowych. Niewiele na tym korzystają polscy przedsiębiorcy. Przypomnijmy, że zagraniczne sieci handlowe płacą tylko symboliczne podatki, a ich dochody rosną nawet w czasie kryzysu. Ubywa za to polskich rodzinnych sklepów.
Nowy podatek nałożony na podmioty handlowe o rentowności poniżej 1 procent nie jest wymierzony w zagraniczne sieci handlowe (jak deklaruje polski rząd), a wręcz przeciwnie – uderza w polskie małe i średnie sklepy. Oto doskonały przykład tego, jak odwoływanie się do wartości i uczuć patriotycznych niszczy polską przedsiębiorczość.
Polski £ad – priorytet dla inwestycji infrastrukturalnych z budżetu państwa czy prywatnych funduszów?
Rząd z „propagandowym przytupem” zachwala wielkie inwestycje, takie jak: CPK, przekop Mierzei Wiślanej, budowę połączeń kolejowych, drogowych. Tymczasem infrastruktura jest kosztowna, a spłata poniesionych nakładów w postaci oszczędności dla korzystających z dróg i autostrad (krótszy czas przejazdu, niższy koszt paliwa) wydłużona w czasie. Intensywność wykorzystania infrastruktury zależy od poziomu rozwoju gospodarczego. Konieczny jest popyt ze strony podmiotów gospodarczych, handlowych czy przemysłowych. Jednocześnie koszt utrzymania infrastruktury obciąży wszystkich podatników. Ona sama tylko częściowo przyczyni się do zwiększania wpływów podatkowych, a zatem inwestowanie w nią oznacza utratę potencjalnych dochodów podatkowych.
Ponieważ kontrakty na duże inwestycje infrastrukturalne wymagają gwarancji bankowych (tak stanowi polskie prawo uprzywilejowujące kapitał zagraniczny), to w przetargu wezmą udział obce firmy i rozdzielą je między siebie, natomiast pracę zlecą polskim podwykonawcom. Przykłady z przeszłości dowodzą tego, że najwięcej zarobią obcokrajowcy, a polskie firmy obejdą się smakiem.
Dlaczego tak się dzieje? Polskie firmy cierpią na brak kapitału, dostępu do kredytu o niskim oprocentowaniu, całościowego programu ulg i zwolnień podatkowych z tytułu inwestycji. Na dodatek rozbudowany system wsparcia finansowego i zwolnień podatkowych otrzymują firmy zagraniczne. Przykładem niech będą indywidualne zwolnienia podatkowe dla firm zagranicznych na kwotę ponad 20 miliardów złotych w 2020 roku oraz zwolnienia z opodatkowania i zgoda na transfer za granicę dochodów pracowników firm działających w tzw. strefach ekonomicznych.
Polski £ad a inflacja
Do przyczyn wysokiej inflacji zalicza się głównie:
- szybkie tempo wzrostu urzędowej płacy minimalnej,
- finansowanie przedsiębiorstw (w czasie kryzysu) przez rząd według kryteriów nie merytorycznych, a uznaniowych,
- politykę rozdawnictwa socjalnego,
- błędną politykę emisji pieniądza NBP,
- czynniki zewnętrzne wynikające ze wzrostu cen surowców energetycznych.
Moim zdaniem kontynuowanie szybkiego wzrostu płacy minimalnej, w czasie gdy wstrzymywana jest aktywność gospodarcza, to nic innego jak pierwszy krok do anarchii. Rząd swoimi decyzjami niszczył korelację między wydajnością pracy a dochodami. Od 2015 roku płaca minimalna wzrosła o ponad 70 procent. Tymczasem wydajność pracy zmieniła się nieznacznie, a w czasie kryzysu gospodarczego i epidemii nawet spadła.
Urzędowe podniesienie płacy minimalnej oznacza wzrost kosztów dla przedsiębiorców i uruchamia spiralę żądań płacowych wewnątrz firm oraz rodzi konflikty między grupami zawodowymi. Ponadto tak stymulowany wzrost kosztów pogarsza konkurencyjność polskich przedsiębiorstw na rynku międzynarodowym.
Wzrost urzędowej płacy minimalnej i dochodów pozapłacowych sprzyja zatrudnianiu w „szarej strefie” i „na i czarno”, ponieważ małych przedsiębiorców nie stać na zatrudnienie na pełny etat całego personelu. Taki stan rzeczy przyczynia się także do pracy „na lewo” Ukraińców i innych imigrantów. Podsumowując – rynek pracy jest coraz bardziej degradowany. Urzędowe podniesienie płacy minimalnej niweczy też bilanse i plany samorządów terytorialnych i finansowanych przez nie podmiotów i instytucji. Innymi słowy, polityka socjalnego rozdawnictwa przy braku wzrostu wydajności pracy skutkuje rosnącą inflacją wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami.
Inflacja w Polsce przekracza 6 procent, ale w przyszłości może przyspieszyć. Już teraz koncerny energetyczne żądają podwyżek cen prądu o 40 procent i więcej. Już teraz Unia Europejska przez swoją politykę ograniczania emisji CO2 chce wprowadzić w rolnictwie rozwiązania, które spowodują wzrost cen żywności nawet o kilkadziesiąt procent. Kolejne grupy pracownicze rozpoczynają protesty (i słusznie), a ich żądania są na miarę dynamiki wzrostu urzędowej płacy minimalnej.
Rząd i NBP powinny poczuwać się do odpowiedzialności i przystąpić do hamowania inflacji. Pierwsze, co należy zrobić, to waloryzować depozyty i oszczędności w bankach. Należy powstrzymać zubożenie oszczędzających. Już czas przywrócić nadzieję obywatelom i firmom, że ich pieniądze zachowają wartość, a wreszcie odbudować chęć myślenia o inwestowaniu w dłuższej perspektywie.
Trzeba jednak zadać kluczowe pytanie – dlaczego rząd premiera Mateusza Morawieckiego tak odważnie brnie w przyspieszenie inflacji? Odpowiedź jest prosta, proszę wybaczyć… oczywista. Inflacja ma szczególną cechę – jest korzystna dla budżetu państwa i wąskiego grona wybrańców, a niekorzystna dla większości społeczeństwa. Wzrost cen wzbogaca małą grupę, i to często na ogromną skalę, zubaża zaś (czyniąc niekiedy bankrutami) tych drugich. Rozrasta się grono uprzywilejowanych urzędników, polityków, partyjnych działaczy. Rodzi się nowa nomenklatura.
Jesteśmy w przededniu wyniszczającej spirali wzrostu cen i płac, bezwzględnej walki o dochody grup zawodowych. Szczególnie niebezpieczne i szkodliwe może się to okazać dla milionów polskich rodzin, które zaciągnęły kredyty mieszkaniowe. Rosnąca stopa procentowa może być dla wielu ciężarem nie do udźwignięcia.
Polski £ad dobry dla firm rodzimych czy zagranicznych?
Podkreślam stanowczo – Polski £ad wzmacnia uprzywilejowanie kapitału zagranicznego. Najbardziej widocznym potwierdzeniem tej tezy jest fakt reklamowania przez premiera Mateusza Morawieckiego podatku od firm zagranicznych. Ma on przynieść budżetowi około 2 miliardów złotych. Zestawmy tę liczbę z oficjalnie transferowanymi za granicę dochodami wynoszącymi ponad 130 miliardów złotych w 2020 roku.
Ponieważ dochody obywateli wynikające ze zmiany polityki podatkowej mają wzrosnąć o ponad 16 miliardów złotych, to znaczna ich część zostanie przejęta właśnie przez kapitał zagraniczny – importerów bądź przedstawicieli sektora handlowego. A przecież już wiadomo, że dochody zagranicznych sieci handlowych rosną pomimo kryzysu, a nawet jest pewne, że ich tempo wzrostu przyspieszy, chociażby z powodu wysokiej inflacji. Po zapłaceniu założonych dwóch miliardów złotych podatku zagraniczne sieci handlowe… zarobią z naddatkiem.
Rząd powinien zadbać o inwestycje modernizacyjne i rozwojowe w sektorze polskich przedsiębiorstw. Drogą prowadzącą do tego powinny być ulgi i zwolnienia podatkowe, a także dostępny kredyt o niskim oprocentowaniu.
Polski £ad a kwota wolna od podatku
Od lat 90., gdy jeszcze byłem doradcą premiera Jana Olszewskiego, głosiłem tezę o wysokiej kwocie wolnej od opodatkowania jako instrumencie motywowania Polaków do pracy, odbudowywania gospodarki. Dlatego akceptuję pomysł wprowadzenia kwoty wolnej od opodatkowania w wysokości 30 tysięcy złotych. Osobiście uważam, że kwota ta powinna być nawet wyższa i odpowiadać 12-krotności średniego wynagrodzenia miesięcznego.
Sądzę jednak, że tej decyzji powinny towarzyszyć rozwiązania podatkowe i kredytowe wspierające inwestycje polskich pracodawców, szczególnie małych i średnich przedsiębiorców. Obecnie jest odwrotnie. Wzrost kwoty wolnej i inne rozwiązania podatkowe rząd powiązał z dodatkowymi obciążeniami nałożonymi na samozatrudnionych, polskich małych i średnich przedsiębiorców, czyli niemal wszystkich tych, którzy aspirują do grona „polskiej klasy średniej”.
Wyższa kwota wolna od podatku powinna skutkować wzrostem dochodów najuboższych oraz obniżką kosztów w polskich przedsiębiorstwach, czyli poprawą ich konkurencyjności. Tak niestety nie będzie, co gorsza, atrakcyjność polskich firm spadnie.
Kwota wolna od podatku to dziś chwyt polityczny adresowany do emerytów i najmniej zarabiających. Przy rosnącej inflacji oznaczać będzie, że monopoliści, sieci handlowe, banki czy zarządcy nieruchomości bezwzględnie wykorzystają okazję, by pozyskać dodatkowe pieniądze przez podniesienie ceny swoich towarów i usług. Stanie się to tym łatwiejsze, że szybko można wyliczyć, ile dodatkowych pieniędzy trafi na rynek.
Już dziś możemy powiedzieć, że inflacja „zjadła” 13. emeryturę i podwyżkę płacy minimalnej (210 złotych brutto). A przecież to miały być „prezenty” od rządu na przyszły rok. W 2022 roku emeryci i pracownicy o niskich dochodach staną się obiektem bezwzględnej „przemocy cenowej”, w czym swój udział będzie miał rząd przez podniesienie akcyzy na papierosy, alkohol, inne używki oraz ceny energii, wody i paliwa. Dwucyfrowa inflacja w ciągu 2–3 lat unicestwi pozytywny efekt wzrostu dochodów najmniej zarabiających. Tak naprawdę ich realne dochody spadną.
Moim zdaniem
Polski £ad – zamiast być skuteczną strategią, koncepcją naprawy i rozwoju państwa – sprowadzi na nas poważne problemy gospodarcze, społeczne i polityczne, z którymi będziemy się zmagać przez lata. Polski £ad nie jest adresowany do środowisk pracowniczych, które charakteryzuje pracowitość, pomysłowość, kreatywność. On te środowiska do siebie zraża.
Polski £ad pojawił się, by wspomóc rząd w utrzymaniu władzy, a przede wszystkim w zjednywaniu sobie elektoratu licznego, ale ze względu na wiek bądź pozycję społeczną nienapędzającego dynamiki gospodarczej.
Polski £ad jest również pomysłem cynicznym, gdyż w czasie epidemii i kryzysu obywatele w trosce o swoje bezpieczeństwo i zdrowie są gotowi zaakceptować polecenia władzy, a nawet przekazać szereg uprawnień rządzącym, ponieważ mają nadzieję, że dla polityków dobro obywateli jest najważniejsze. Tymczasem dla władzy – co widać – liczy się jedynie jej własny interes.