Jednym z podstawowych problemów był bardzo ogólny język proponowanych przepisów. W swojej najbardziej restrykcyjnej formie mógłby on oznaczać, że na zamiennikach produktów odzwierzęcych nie mogłyby pojawiać się nawet naukowo potwierdzone porównania śladu węglowego zamienników i ich odpowiedników pochodzenia zwierzęcego.
Jakie ograniczenia miała wprowadzać poprawka?
Część ekspertów ostrzegała wręcz, że restrykcyjna interpretacja zaproponowanych przepisów mogłaby doprowadzić do tego, że roślinne odpowiedniki mleka nie mogłyby być sprzedawane w kartonach przypominających kartony mleka, pomimo tego, że takie opakowania mają również soki warzywne i owocowe.
Na kostce masła roślinnego nie mógłby widnieć wizerunek sprzedawanego w tym opakowaniu produktu, ponieważ – z oczywistych przyczyn – wyglądałby dokładnie tak samo jak kostka masła tradycyjnego, produkowanego na bazie krowiego mleka. Napoje sojowe czy owsiane nie mogłyby używać wizerunku białego płynu wlewanego do płatków śniadaniowych, ani „mlecznej” pianki na kawie, pomimo tego, że świetnie się sprawdzają zarówno jako dodatek do śniadań, jak i do kawy – najbardziej znany producent owsianego zastępnika mleka, Oatly, wszedł przebojem na rynek, jako produkt ceniony przez najlepszych baristów.
Obecny status produktów roślinnych
Obecna decyzja Rady, Komisji i Parlamentu Europejskiego o tym, by nie wprowadzać kontrowersyjnej poprawki nie oznacza jednak, że produkty roślinne i produkty odzwierzęce konkurują obecnie na rynku na równych zasadach.
Nadal funkcjonuje zakaz posługiwania się w komunikacji terminem „mleko sojowe”, producenci mogą używać tylko formy „napój sojowy”. W podobnej sytuacji znajdują się firmy wytwarzające sery pochodzenia roślinnego, na bazie soi lub orzechów.
„Czy takie nazewnictwo pomaga konsumentom to sprawa bardzo dyskusyjna. Z każdym rokiem rośnie liczba osób zainteresowanych dietą roślinną – zarówno na stałe, jak i okazjonalnie. Firmy muszą też brać pod uwagę osoby z alergiami pokarmowymi, oraz ograniczające ilość cholesterolu w diecie z powodów zdrowotnych. Ci wszyscy konsumenci powinni być w stanie z łatwością znaleźć roślinne odpowiedniki znanych przez siebie produktów, bo ich właśnie szukają” – komentuje Iga Głażewska, dyrektorka polskiego oddziału Humane Society International (HSI), największej na świecie organizacji działającej na rzecz zwierząt.
Dlaczego firmy mleczne starają się wpłynąć na rynek?
Najłatwiej odpowiedzieć na to pytanie przyglądając się zmianom na rynku. Jak donosi Research and Markets, w Wielkiej Brytanii sprzedaż alternatyw mleka wzrosła w 2019 r. o 28,3 proc., a około jedna trzecia gospodarstw domowych w tym kraju kupuje mleka roślinne. Podobnie wygląda sytuacja w Polsce – według analiz Euromonitor, w 2020 r. wartość sprzedaży detalicznej roślinnych napojów (bez sprzedaży w gastronomii) wyniosła 82,8 mln zł, co oznacza wzrost o 21 proc. w relacji rocznej. Nie jest to zaskakujące, że tak szybkie wzrosty w ramach całej kategorii produktów będą budziły niepokój obecnych potentatów.
Te wzrosty są też jasnym wyrazem woli konsumentów, którzy nie tylko podpisywali petycje przeciwko wprowadzeniu poprawki 171, ale przede wszystkim głosują własnymi portfelami. Zdaniem Głażewskiej, „producenci wyrobów mlecznych mogą znaleźć w tym trendzie również szansę dla siebie i zamiast zwalczać konkurencję, otworzyć własne linie produktów roślinnych. W Polsce szlaki przetarła już Bakoma czy WSP Społem, które wypuściło na rynek Roślinny Majonez Kielecki”.
Rynek z pewnością będzie w przyszłości bardziej roślinny. Zarówno konsumenci jak i firmy muszą się na nim na nowo odnaleźć i nauczyć się w nim działać.