Media społecznościowe nie tylko oswoiły nas z epatowaniem tym co już mamy, co osiągnęliśmy, co lubimy i co dopiero chcemy posiadać. Uzależniły nas od ciągłego porównywania naszego życia z życiem innych osób, warunkując samopoczucie od cudzych opinii. Dzielenie się swoją prywatnością z połową świata, nikogo już dziś nie szokuje. Z tego też powodu negatywne skutki epatowania prywatnością w sieci, zatarły się w atmosferze ogólnego przyzwolenia.
Przekonani o ograniczonych odbiorcach informacji na naszym koncie, ochoczo wypełniamy rubryczki informacji "o nas" - skąd jesteśmy, jaką szkołę skończyliśmy i w którym roku, gdzie pracujemy, kto jest naszą rodziną i gdzie obecnie mieszkamy (wraz z lokalizacją). Następnie wrzucamy zdjęcia. Zarówno swoje, rodziny, przyjaciół. Informujemy o ważnych wydarzeniach w naszym życiu. Np. o ślubie, ciąży i relacji z wakacji. Zachęcani opiniami internetowych znajomych, chwalimy się jak spędzamy czas i ile tak naprawdę na to wydajemy.
Choć portale społecznościowe udostępniają nam szereg narzędzi personalizujących nasze konto (jak chociażby możliwość tworzenia odrębnych grup odbiorców, ograniczenie widoczności postów, blokowanie widoku poszczególnych zdjęć itd.), w tym samym czasie znieczulają nas na istotę i wagę funkcji "lajkowania", komentowania i samodzielnego uzupełniania naszego profilu o newralgiczne dane.
Korzystanie z różnego rodzaju aplikacji oraz udział w quizach czy testach rozrywkowych, to także sposób na dostęp do naszych danych. Poprzez nieczytanie zgód "drobnym druczkiem", serwisy społecznościowe stają się nośnikiem i przekazicielem takich danych o nas, jak np.: Z jakich usług finansowych korzystamy? / Czy mamy kredyty i konto w banku (także to w jakim - regionalnym czy krajowym)? / Czy inwestujemy (a jeśli tak to w co)? / Ile linii kredytowych posiadamy i czy często korzystamy z karty kredytowej (lub kto z naszych bliskich częściej jej używa)? / Jak ją spłacamy?
Bank z kolei może dowiedzieć się z naszych danych na portalach społęcznościowych z jakich urządzeń mobilnych korzystamy i z których najczęściej. Jak szybkim łączem internetowym dysponujemy. Czy kupiliśmy ostatnio smartfona czy tablet i czy korzystamy z Internetu na tych urządzeniach. Na Facebooku udostępniamy też wiedzę na temat tego, jakie połączenia internetowe wykonujemy i w jakiej częstotliwości czasowej. Korzystając aktywnie z social mediów banki i inne podmioty handlowe mogą z łatwością określić które gospodarstwa domowe wydają powyżej przyjętej średniej i mniej więcej na jakie dobra. Tajemnicą przestaje być w jakim okresie roku wydajemy najwięcej, jakie ubrania kupujemy i w jakiej ilości (może wręcz określić stopień naszego zakupoholizmu). Czy inwestujemy w aranżację wnętrz, jak dużo kosmetyków kupujemy, w jakich restauracjach lubimy jadać i czy jesteśmy podatni na np. zakup ubezpieczenia samochodowego online. A jeśli już o autach mowa, wprost z naszego profilu różne podmioty finansowe wyczytać mogą czy planujemy zakup auta w najbliższym czasie, jakiego i w jakim przedziale cenowym. Również to, czy zakup sfinansować chcemy kredytem czy gotówką. Na podstawie danych z portali społecznościowych oszacować można nawet ile wydamy na następny samochód i w jakim miejscu go kupimy. Dane o naszym aktualnym środku komunikacji to także nie tajemnica - wiek i model auta oraz to czy mamy motocykl to prawdy wyciągnięte wprost z facebookowych kont osobistych. Tak jak informacje o tym jak długo mieszkamy w danym miejscu i z kim, czy planujemy przeprowadzkę lub remont, jak dużo podróżujemy i gdzie oraz jaką formą komunikacji dojeżdżamy do pracy. Wszystkie te informacje podajemy do wiedzy publicznej, za pośrednictwem indywidualnego konta np. na Facebooku czy Tweeterze. A to tylko część z ogromu udostępnianych przez nas informacji o sobie, które na obszerną skalę przeanalizował niedawno Washington Post.
- Majątek eksponowany na zdjęciach pokazywanych publicznie na portalach społecznościowych, jest bajecznie prosty do oszacowania. W tym także oczywiście dla instytucji finansowych. Wiedza ta z kolei może wpływać na obliczanie naszej realnej zdolności kredytowej i wiarygodności finansowej jako potencjalnego posiadacza kredytu gotówkowego. Warto o tym pamiętać – mówi Paweł Weber, współzałożyciel platformy finansowej Akredo.pl.
Zatem co zrobić, aby banki i instytucje finansowe nie wiedziały o nas tak wiele? Nie lajkować? Nie obserwować? Ograniczyć grono znajomych? Uważać na to, co publikujemy w postach? Nie wrzucać zdjęć z imprez w domu czy z wakacji z rodziną? To za mało. Najprostszą drogą do braku analitycznego "ogona" jest... nie korzystanie z social mediów. Tak niepopularny pomysł w dobie wszechobecnego Internetu może być szokujący i trudny do zastosowania, ale nieodzowny gdy chcemy chronić naszą prywatność. Instytucje rządowe i finansowe, oprócz danych wyciąganych z portali społecznościowych, dysponują tysiącem innych narzędzi do sprawdzania zasobności naszego portfela, sposobu zarobkowania i wydawania pieniędzy (podatki, deklaracje finansowe, rachunki, umowy z pracodawcą itd). Częste zakupy kartą płatniczą też nie pozostawiają szerokiego pola do interpretacji bankom - mogą prześledzić nasze zakupy z dokładnością co do jednego pomidora. Jednak social media mają znacznie szerszy zasięg, a lekkomyślne udostępnianie prywatnych danych skutkować może wieloma nieprzyjemnymi konsekwencjami.
- Jakie działania w social mediach narażają nasze najbardziej prywatne dane na ogląd publiczny? Chociażby różnego rodzaju darmowe aplikacje, gry, testy rozrywkowe i quizy. Bardzo często nieświadomie przekazujemy im dostęp do wszystkich newralgicznych danych z naszego konta - kontaktów rodzinnych i przyjacielskich, informacji o naszym stanie cywilnym, miejscu gdzie żyjemy, zdjęć dzieci, zwierząt domowych. Czasem nawet dostęp do prywatnej korespondencji lub nagrań video (i to w konsekwencji zgód, które na to wyraziliśmy instalując nieznaną nam aplikację i nie doczytując warunków jej użytkowania) – mówi Paweł Weber, współzałożyciel platformy finansowej Akredo.pl.
Brak rozwagi w korzystaniu z social mediów oraz nonszalanckie dzielenie się każdym aspektem swojego życia w środowisku mediów społecznościowych, pozwala szerokiemu gronu obcych nam ludzi dosłownie podglądać naszą codzienność i wyciągać z niej wnioski o nas jako konsumentach i obywatelach. A to już potężna władza, za pomocą której możliwe jest sterowanie naszymi wyborami zakupowymi, potrzebami finansowymi czy po prostu stanem zadłużenia.
Tu jesteś:
- Wiadomości
- Nowości
- Co wiedzą o nas banki z social mediów?