Gdy mowa o prowadzeniu firmy i uruchamianiu bądź rozwijaniu biznesu, w grę zawsze wchodzą pieniądze. A najczęściej chodzi o to, że jest ich za mało – zwłaszcza na starcie – i zwłaszcza wówczas gdy warunki do działania nie są łatwe. W naszych warunkach, szczególnie w odniesieniu do MSP widać jednak ścieranie się dwóch przeciwstawnych tendencji. Z jednej strony mamy poszukiwanie źródeł finansowania zarówno bieżącej działalności, jak i potrzeb związanych z rozwojem, z drugiej zaś rezerwę, a nawet niechęć do korzystania z zewnętrznych źródeł finansowania, głównie kredytu bankowego. W pewnym stopniu takie podejście jest jak najbardziej uzasadnione, bo świadczy o rozwadze, ale często skutkuje słabym wykorzystaniem szans i możliwości. Gorzej, gdy jest wynikiem uprzedzeń, niedostatku wiedzy lub zniechęcających doświadczeń
w kontaktach z kredytodawcami.
Liczby mówią same za siebie
Według różnych szacunków i badań, niemal trzy czwarte małych i średnich firm nie korzysta z kredytów inwestycyjnych, a około dwie trzecie z żadnych form finansowania bankowego. Te, które się na to decydują, robią to bardzo ostrożnie i na niewielką skalę. Niektóre szacunki wskazują, że przeciętna wartość zaciągniętych przez mikro i małe firmy kredytów sięga ledwie 25-30 tys. zł. Często też wskazuje się, że gdyby skalę tego finansowania zewnętrznego zwiększyć przeciętnie o kilka tysięcy złotych, można osiągnąć znaczny wzrost polskiej gospodarki.
Niskie stopy, drogie pieniądze
Teoretycznie warunki do korzystania z kredytu wydają się wymarzone. Oficjalne stopy procentowe spadają w Polsce już od prawie trzech lat, osiągając co kilka miesięcy nowe, rekordowo niskie w historii poziomy. Nie są co prawda bliskie zera, jak w Stanach Zjednoczonych czy strefie euro, ani ujemne, jak w kilku krajach europejskich, ale w naszych warunkach obecne 1,5 proc. to prawie tyle co zero. W tym sielankowym obrazie jest jednak kilka rys.
Pierwsza to fakt, że stopy nie są niskie bez powodu. Przyczyną ich obniżania była pogarszająca się sytuacja w gospodarce, a zatem i niekorzystne warunki dla prowadzenia, a tym bardziej rozwijania biznesu. Przez długi czas nawet bardzo niekorzystne, biorąc pod uwagę koniec 2012 r., kiedy wzrost gospodarczy niemal zupełnie wyhamował, a jego dynamika pozostawała mizerna przez niemal cały 2013. Do tego trzeba dołożyć mocne spowolnienie w Europie i kłopoty z handlem ze Wschodem i fakt, że statystyczne miary, wskazujące na późniejsze wyraźne ożywienie, nie przekładają się na poprawę kondycji wielu małych i średnich firm w taki sposób, jak zwykło się uważać w kręgach ekonomistów. Lansowanie przez nich tezy o tym, że to MSP jako pierwsze pozytywnie odczuwają konsekwencje poprawy w skali makroekonomicznej, świadczy o tym, że własnych firm raczej nie prowadzą. Dla przykładu, spora część firm z branży budowlanej ożywienia nie czuje do dziś, mimo że PKB od kilku kwartałów rośnie o ponad 3 proc. W takich warunkach fakt, że pieniądz jest tani nie tworzy dla przedsiębiorcy wielkiej motywacji, by się zadłużać.
Po drugie, w warunkach słabej koniunktury gospodarczej banki stosowały dość rygorystyczną politykę kredytową, polegającą nie tylko na ostrych wymogach formalnych przy udzielaniu kredytów, ale też wysokich marż, skutecznie niwelujących dobrodziejstwo płynące z niskich stóp procentowych. Do tego dochodzą wysokie koszty pozaodsetkowe, jak prowizje, ubezpieczenia, dodatkowe zabezpieczenia. Z taniego kredytu mogły i mogą korzystać w większym stopniu duże korporacje. W przypadku mikroprzedsiębiorców oraz małych i średnich firm, nawet w bankach przedstawiających się jako wyspecjalizowane w ich obsłudze, do rzadkości nie należy stosowanie oprocentowania w najwyższej, dopuszczalnej ustawą antylichwiarską wysokości. A jeśli policzyć rzeczywisty koszt, czyli uwzględniający wszelkiego rodzaju opłaty z nim związane, to okaże się, że sięga on kilkunastu i więcej procent.
Po trzecie, nawet bez dobitnie przemawiającego do wyobraźni przykładu z kredytami we frankach, przedsiębiorcy zdają sobie sprawę z tego, że koszt kredytu jest zmienny w czasie i z rosnącym od pewnego czasu prawdopodobieństwem może się zwiększyć,
powodując kłopoty ze spłatą.
Pieniądze dla mocnych, a nie zuchwałych
Choć można powiedzieć, że pieniądze w firmie przydają się „zawsze”, to mówiąc konkretnie, można zidentyfikować cztery powody i sytuacje, w których przedsiębiorcy myślą o finansowaniu zewnętrznym, czyli najczęściej o kredycie. Pierwsza to zapewnienie swobodnego dostępu do gotówki na bieżącą działalność i stworzenie w tym celu komfortowej sytuacji w zakresie możliwości regulowania zobowiązań bez nerwowego oczekiwania na spływ płatności od kontrahentów.
Do tego celu służy kredyt obrotowy, linia kredytowa, czy limit zadłużenia na rachunku bieżącym, a więc krótkoterminowe lub odnawialne formy kredytowania. Te są z reguły najłatwiej dostępne i bezpieczne, jeśli używa się ich faktycznie do finansowania bieżącej działalności czy wspomagania płynności finansowej, nie powodując, że zadłużenie z tego tytułu utrzymuje się stale na wysokim poziomie. Z kosztami tego typu kredytów bywa różnie. Z jednej strony traktowane są przez banki jako obarczone niezbyt wielkim ryzykiem niespłacalności, co sprzyja ich niezbyt wysokiemu oprocentowaniu i brakiem konieczności stosowania nadzwyczajnych form zabezpieczeń. Z drugiej jednak, za komfort względnej łatwości uzyskania i dostępności często każą sobie sporo płacić. Wiele zależy od polityki danego banku i charakteru stosunków firmy z bankiem. Przedsiębiorcy aktywnie i od dawna korzystający z różnego rodzaju usług w danej instytucji finansowej, mogą liczyć na preferencyjne traktowanie.
W przypadku tego typu kredytów nie ma więc wielkiego ryzyka ani po stronie banków, ani po stronie firm, o ile utrzymywane jest niezbyt wysokie ich saldo. Jedyne kwestie, na które należy zwracać uwagę to koszty, które czasem mogą być porównywalne z oprocentowaniem gotówkowych kredytów konsumpcyjnych lub nawet kart kredytowych w przypadku środków spłacanych po terminie bezodsetkowym. Pewną uciążliwością, ale zarazem czynnikiem dyscyplinującym jest sytuacja, w której saldo kredytu odnawialnego trzeba „zerować” w krótkim horyzoncie czasowym, czyli na przykład w skali miesiąca. Zwykle umowy zawierane są na rok i w takim cyklu wymagane jest rozliczenie kredytu, ale często podlegają one kontynuacji niemal automatycznie lub w uproszczonym trybie.
Drugim, powszechnie spotykanym rodzajem kredytu jest kredyt na rozwój, czyli inwestycyjny. Dla efektywnie działających firm, mających dobrze przemyślaną strategię rozwoju, to użyteczne i skuteczne narzędzie, pozwalające zwiększyć potencjał, skalę działania i przyspieszyć rozwój. Z natury rzeczy to finansowanie długoterminowe, obejmujące okres od kilku do kilkunastu lat, najczęściej o niezbyt wysokim oprocentowaniu, choć to oczywiście zależy od stopnia ryzyka związanego zarówno z firmą, jak i finansowanym przedsięwzięciem oraz od stosowanych zabezpieczeń. Mankamentem są zwykle: pracochłonny i skomplikowany proces wnioskowania i uzyskiwania kredytu, uciążliwe procedury jego rozliczania i kontroli wykorzystania oraz konieczność stosowania wielu „mocnych” zabezpieczeń.
Przy kredycie inwestycyjnym ryzyko wiąże się głównie z powodzeniem inwestycji, a zatem jej terminową realizacją, osiąganiem spodziewanych efektów ekonomicznych i sytuacją rynkową. Z uwagi na nieprzewidywalność czynników o charakterze rynkowym i biznesowym oraz znaczną wysokość zadłużenia, kredyty inwestycyjne wiążą się często ze sporym ryzykiem, zwłaszcza w przypadku firm o niezbyt ustabilizowanej pozycji i sytuacji, czy działających na wymagającym rynku.
Kłopoty w realizacji zamierzeń inwestycyjnych, powodujące trudności ze spłatą, mogą być dla firmy zabójcze – o zmianę warunków czy refinansowanie zwykle nie jest bowiem łatwo,
a banki bywają restrykcyjne w egzekwowaniu należności.
Z dużo większym stopniem ryzyka, niż poprzednie dwa rodzaje kredytów, mamy do czynienia w przypadku kredytów „na start”, czyli na uruchomienie działalności lub jej rozwój, gdy firma znajduje się w początkowej fazie rozwoju. Wówczas wchodzi w grę dużo więcej zagrożeń leżących głównie po stronie przedsiębiorcy, jak niedostateczne doświadczenie, słabe osadzenie w rynku, większa podatność na konsekwencje wystąpienia nieprzewidzianych okoliczności. Należy też pamiętać o nieubłaganych statystykach, mówiących, że tylko niecała połowa nowych firm utrzymuje się przy życiu przez dłuższy czas, a najbardziej krytycznym okresem jest pierwszy rok działalności. Z uwagi na tego typu czynniki ryzyka, kredyt ten nie jest zbyt łatwo dostępny, kwoty finansowania niewysokie, konieczność stosowania wielu zabezpieczeń i często spore koszty. Sytuację często poprawiają różnego rodzaju preferencje, programy wsparcia nowych przedsiębiorców, służące rozwojowi przedsiębiorczości. Znalezienie tego typu możliwości i wykorzystanie ich to niejednokrotnie klucz do sukcesu. Z największym ryzykiem i największymi kłopotami wiąże się poszukiwanie i korzystanie z finansowania „ratunkowego”, czyli kredytu niezbędnego do wyjścia z trudnej sytuacji i walki o przetrwanie i utrzymanie firmy. Najczęściej jest on trudno dostępny, drogi i udzielany na restrykcyjnych warunkach, co powoduje, że najmniejsze niepowodzenie w procesie wychodzenia z kryzysu kończy się zwykle przyspieszeniem upadku. Tego typu kredyty bywają przysłowiowym „gwoździem” do biznesowej trumny. W razie kłopotów lepiej poszukać oszczędności i zmniejszyć skalę działalności, niż wpaść w pętlę zadłużenia.
Obligacje, czyli użyteczna alternatywa
W związku z tym, że typowy kredyt nie jest zbyt popularny, a w dodatku z jego dostępnością i kosztami bywają problemy, przedsiębiorcy rozglądają się za alternatywnymi formami finansowania. Najbardziej atrakcyjne i korzystne są różnego rodzaju dotacje, programy wsparcia i rozwoju przedsiębiorczości. Choć jest ich coraz więcej, wciąż są dostępne dla niewielkiej części przedsiębiorców. Od kilku lat zdobywa coraz większą popularność i dynamicznie rozwija się rynek obligacji firm, czyli segment pożyczek w formie emisji papierów wartościowych, gdzie dostarczycielem kapitału są inwestorzy indywidualni i instytucjonalni, tacy jak inne firmy, fundusze inwestycyjne, czy banki, które jednak w tym przypadku występują w podobnej roli, jak pozostałe grupy. Ta forma ma dużo zalet, a dowodem na to jest szybko rosnąca skala rozwoju. Dzięki niej firmy pozyskały finansowanie o łącznej wartości przekraczające 50 mld zł. Skorzystało z tego już kilkaset firm, jeśli liczyć tylko te, których obligacje notowane są na prowadzonym przez Giełdę Papierów Wartościowych rynku Catalyst i znacznie większa liczba tych, które przeprowadziły mniejsze emisji prywatne, wśród niewielkiej grupy inwestorów. To znacząca liczba w porównaniu do wartości finansowania bankowego, znacznie przewyższająca wszelkie źródła finansowania pomocowego i preferencyjnego. Jej mocną stroną jest coraz większa łatwość korzystania z niej i kształtowanie stosunków między emitentem a pożyczkodawcami na warunkach rynkowych, a jednocześnie w sposób lepiej dostosowany do potrzeb przedsiębiorców, przy kosztach porównywalnych z kredytem bankowym.