Można wymienić również inne „części składowe” aparatu zarządzania, takie jak zespół wartości, kulturę zarządzania, komunikację wewnętrzną, czy też wspólne zasady działania dla całej kadry menedżerskiej firmy.
Skoncentrujmy się jednak na osobie menedżera i na zasadniczym pytaniu...
... Menedżer czy przywódca?
Na to pytanie pomoże nam zapewne odpowiedzieć opinia socjologa gospodarki, profesora Janusza Hryniewicza, który stwierdził na podstawie przeprowadzonych badań, iż w prawie 70 proc. polskich przedsiębiorstw nadal obowiązuje folwarczny system zarządzania. Cóż to oznacza? W skrócie – można powiedzieć – oznacza to zarządzanie przy pomocy „kija”.
@@
Profesor Hryniewicz wyjaśnia, skąd się to bierze. Nie będę tu przytaczał jego słusznych argumentów, ale fakt pozostaje faktem. Ten system, ta pierwotna kultura zarządzania wciąż u nas przeważa.
W XXI wieku, w Polsce – kraju będącym członkiem Unii Europejskiej, mającym wysoko rozwinięte aspiracje rozwoju gospodarczego – szeroko stosuje się metody zarządzania rodem z epoki króla ćwieczka.
Oznacza to ni mniej ni więcej, że duży odsetek właścicieli firm lub ludzie nimi zarządzający stosują metodę zarządzania opartą na nakazie i egzekwowaniu wykonania zadania pod rygorem utraty premii czy nawet pracy. Identycznie
jak na przysłowiowym folwarku.
Owszem, może w niedużych firmach, wykonujących bardzo proste prace oparte na pracy fizycznej, takie metody mogą być skuteczne, chociaż też nie zawsze. Natomiast wszędzie tam, gdzie ma się do czynienia z ludźmi o wyższych kwalifikacjach zawodowych, świadomych swojej wartości, folwarczny system zarządzania jest hamulcem rozwoju.
Pracownik przychodząc do pracy w firmie dąży do zaspokojenia swoich rozlicznych potrzeb. Na pewno podstawową potrzebą jest zaspokojenie potrzeby bezpieczeństwa, czyli zarabianie pieniędzy na utrzymanie siebie i rodziny, na mieszkanie, samochód, wakacje, itp. Ale pracownik, zwłaszcza młody, gdy ma już zaspokojoną potrzebę bezpieczeństwa, chciałby zaspokoić swoje pozostałe potrzeby. Tylko wymienię niektóre z nich – rozwój, awans, szkolenia, realizacja planów zawodowych, akceptacja środowiska, szacunek, itp.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Napoleon Bonaparte powiedział kiedyś na odprawie swoim generałom, którzy narzekali na podkomendnych: „Pod dobrym generałem nie ma złych żołnierzy”.
Jak to się ma do naszego tytułu „menedżer czy przywódca”?
Menedżer, a bardziej z polska „kierownik bądź dyrektor”, to ktoś,
kto został w sposób formalny, administracyjny postawiony na czele danego zespołu czy firmy, w celu realizacji zadań postawionych przez Dyrekcję przedsiębiorstwa.
W naszej codziennej praktyce oznacza to, iż jest to osoba pilnująca,
nadzorująca pracę zatrudnionych w nim ludzi. Pytanie, jak to robi?
Czy zachowuje się jak ekonom na folwarku, czy jak świadomy swojej roli i wpływu na pracowników, przywódca. Zapyta się ktoś, dlaczego przywódca, a nie menedżer? Cóż to za różnica? Okazuje się, zasadnicza.
Niby niewiele, ale aż tyle
Tam gdzie mowa o utrzymaniu status quo w firmie, wystarczy menedżer kierownik. Natomiast tam, gdzie chodzi o rozwój, o kreatywność, inwencję, o zdobywanie rynku czy walkę z konkurencją, potrzebny jest przywódca.
Trafną definicję przywództwa podał socjolog społeczny prof. Stanisław Mika, stwierdzając, że: przywództwo jest to pewna zdolność, umiejętność lub cecha zjednywania sobie zwolenników, wywierania wpływu, a także tworzenia wizji rozwoju i pobudzania ludzi do działania.
Bonaparte był niezwykle szanowany przez swych żołnierzy. Miał na nich ogromny wpływ, stawiał przed nimi wyjątkowo ambitne cele, sprawiał, że gotowi byli wykonać każdy jego rozkaz. I wspólnie zwyciężali, osiągali ogromne sukcesy. Jak wiemy, ostatecznie przegrał, ale nie z powodu złego dowodzenia swoim wojskiem. Nie znając teorii zarządzania czynił to, co powinien robić każdy efektywny przywódca w firmie w stosunku do swoich pracowników, a mianowicie:
Rolą przywódcy, dzięki posiadanym kompetencjom, jest stawianie trudnych celów, umiejętne inspirowanie i motywowanie współpracowników do ich zdobywania. Niby niewiele, ale aż tyle.
Skoncentrujmy się jednak na osobie menedżera i na zasadniczym pytaniu...
... Menedżer czy przywódca?
Na to pytanie pomoże nam zapewne odpowiedzieć opinia socjologa gospodarki, profesora Janusza Hryniewicza, który stwierdził na podstawie przeprowadzonych badań, iż w prawie 70 proc. polskich przedsiębiorstw nadal obowiązuje folwarczny system zarządzania. Cóż to oznacza? W skrócie – można powiedzieć – oznacza to zarządzanie przy pomocy „kija”.
@@
Profesor Hryniewicz wyjaśnia, skąd się to bierze. Nie będę tu przytaczał jego słusznych argumentów, ale fakt pozostaje faktem. Ten system, ta pierwotna kultura zarządzania wciąż u nas przeważa.
W XXI wieku, w Polsce – kraju będącym członkiem Unii Europejskiej, mającym wysoko rozwinięte aspiracje rozwoju gospodarczego – szeroko stosuje się metody zarządzania rodem z epoki króla ćwieczka.
Oznacza to ni mniej ni więcej, że duży odsetek właścicieli firm lub ludzie nimi zarządzający stosują metodę zarządzania opartą na nakazie i egzekwowaniu wykonania zadania pod rygorem utraty premii czy nawet pracy. Identycznie
jak na przysłowiowym folwarku.
Owszem, może w niedużych firmach, wykonujących bardzo proste prace oparte na pracy fizycznej, takie metody mogą być skuteczne, chociaż też nie zawsze. Natomiast wszędzie tam, gdzie ma się do czynienia z ludźmi o wyższych kwalifikacjach zawodowych, świadomych swojej wartości, folwarczny system zarządzania jest hamulcem rozwoju.
Pracownik przychodząc do pracy w firmie dąży do zaspokojenia swoich rozlicznych potrzeb. Na pewno podstawową potrzebą jest zaspokojenie potrzeby bezpieczeństwa, czyli zarabianie pieniędzy na utrzymanie siebie i rodziny, na mieszkanie, samochód, wakacje, itp. Ale pracownik, zwłaszcza młody, gdy ma już zaspokojoną potrzebę bezpieczeństwa, chciałby zaspokoić swoje pozostałe potrzeby. Tylko wymienię niektóre z nich – rozwój, awans, szkolenia, realizacja planów zawodowych, akceptacja środowiska, szacunek, itp.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Napoleon Bonaparte powiedział kiedyś na odprawie swoim generałom, którzy narzekali na podkomendnych: „Pod dobrym generałem nie ma złych żołnierzy”.
Jak to się ma do naszego tytułu „menedżer czy przywódca”?
Menedżer, a bardziej z polska „kierownik bądź dyrektor”, to ktoś,
kto został w sposób formalny, administracyjny postawiony na czele danego zespołu czy firmy, w celu realizacji zadań postawionych przez Dyrekcję przedsiębiorstwa.
W naszej codziennej praktyce oznacza to, iż jest to osoba pilnująca,
nadzorująca pracę zatrudnionych w nim ludzi. Pytanie, jak to robi?
Czy zachowuje się jak ekonom na folwarku, czy jak świadomy swojej roli i wpływu na pracowników, przywódca. Zapyta się ktoś, dlaczego przywódca, a nie menedżer? Cóż to za różnica? Okazuje się, zasadnicza.
Niby niewiele, ale aż tyle
Tam gdzie mowa o utrzymaniu status quo w firmie, wystarczy menedżer kierownik. Natomiast tam, gdzie chodzi o rozwój, o kreatywność, inwencję, o zdobywanie rynku czy walkę z konkurencją, potrzebny jest przywódca.
Trafną definicję przywództwa podał socjolog społeczny prof. Stanisław Mika, stwierdzając, że: przywództwo jest to pewna zdolność, umiejętność lub cecha zjednywania sobie zwolenników, wywierania wpływu, a także tworzenia wizji rozwoju i pobudzania ludzi do działania.
Bonaparte był niezwykle szanowany przez swych żołnierzy. Miał na nich ogromny wpływ, stawiał przed nimi wyjątkowo ambitne cele, sprawiał, że gotowi byli wykonać każdy jego rozkaz. I wspólnie zwyciężali, osiągali ogromne sukcesy. Jak wiemy, ostatecznie przegrał, ale nie z powodu złego dowodzenia swoim wojskiem. Nie znając teorii zarządzania czynił to, co powinien robić każdy efektywny przywódca w firmie w stosunku do swoich pracowników, a mianowicie:
- stawiał wyzwania
- inspirował
- motywował.
Rolą przywódcy, dzięki posiadanym kompetencjom, jest stawianie trudnych celów, umiejętne inspirowanie i motywowanie współpracowników do ich zdobywania. Niby niewiele, ale aż tyle.